środa, 21 lutego 2018

17- Nie WSZYSTKO się zmieniło (Adam i Wiki)- To nie TAK miało wyglądać!


Podjechałem pod szpital i zaparkowałem. Wysiadłem z samochodu i zacząłem się rozglądać za samochodem Wiki. Przez kilka dni nie miałem z Nią żadnego kontaktu, bo Józio zachorował, a Oliwia cały czas się Nim zajmuje. Nie mogłem znowu zostawić jej z tym samej. I tak już mam wystarczające wyrzuty sumienia. Ale z tego powodu nie mogłem skontaktować się z Wiktorią. Przecież nie mogłem tak po prostu do Niej zadzwonić przy Oliwii i próbować przekonać Ją, że moje uczucia do Niej się nie zmieniły. Nie jestem idiotą. Wiem, że Oliwia skrycie liczy na to, iż połączy Nas coś więcej, niż rodzicielstwo, a mój brat Jej pomaga. Chociaż przyznaje, że tego nie rozumiem. Przecież On uwielbia Wiki, kiedyś nawet się w Niej kochał. Czemu teraz jest przeciwko Niej? Wydaje mi się, że to z powodu Józia. Andrzej chyba się obawia, że jeśli nie będę z Oliwią to Ona sobie kogoś znajdzie i będzie wychowywała mojego syna z Nim, a ja praktycznie nie będę miał z Nim kontaktu. Tak jakbym miał do tego dopuścić. Przecież to jest MOJE dziecko. Nigdy bym tego nie zrobił. Ale także nigdy nie dopuszczę do tego abym stracił Wiki. Nie ma mowy! Po tym wszystkim przez co przeszliśmy zdecydowanie zasługujemy na happy end. Wiktoria kiedyś mnie przed tym ostrzegała. Wtedy myśl o ślubie rodziła we mnie przerażenie, ale teraz to wydaje się takie oczywiste. Oświadczyłam się Wiki owszem, aby Ją przy sobie zatrzymać, ale nie tylko. Naprawdę chciałem, chcę się z Nią ożenić. Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie życia bez Niej. Z rozmyślań wyrwał mnie telefon.
- Tak, już jestem przed szpitalem....idę- rzuciłem krótko w słuchawkę i wszedłem do placówki. Przebrałem się szybko i poszedłem do pokoju lekarskiego. Mam dziś dyżur i liczyłem na to, że Wiki też, ale po spojrzeniu na tablice moje nadzieje na to, że uda mi się z Nią dzisiaj porozmawiać się rozwiały. Nie jestem nawet pewien tego czy jest dzisiaj w szpitalu.
- Panie doktorze pacjentka z ostrym bólem w podbrzuszu została właśnie przywieziona
- Już idę- rzuciłem
Po dotarciu na izbę przyjęć okazało się, że pacjentka ma ostry brzuch i trzeba będzie operować. Liczyłem na to, że wykonam ten zabieg z Wiki. Brakowało mi pracy z nią, jak i Jej samej, ale zawsze stanowiliśmy świetny zespół.
- Słyszałem, że potrzebujesz kogoś do asysty- odezwał się Falkowicz wchodząc na izbę
- Siostro proszę przygotować pacjentkę do operacji.
Zabieg nie zajął Nam dużo czasu, a pacjentka dobrze rokowała. Kiedy myliśmy ręce Andrzej oczywiście nie mógł milczeć
- Jak ci się podoba ojcostwo?
- Bardzo- skłamałem. To nie tak, że nie lubię być ojcem, ale to nie tak powinno wyglądać! Wiem, że gdyby to było  NASZE dziecko. Moje i Wiki to Ona jako matka wiedziałaby różne rzeczy o których Oliwia nie ma jeszcze pojęcia. Może dzięki temu udałoby Nam się uniknąć nieprzespanych nocy?
- Rodzicielstwo najwidoczniej ci nie służy- powiedział wskazując moją twarz. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem ciemne kręgi pod oczami
- Ciekawe jak ty byś wyglądał po 3 godzinach snu przez niemalże tydzień, noc, w noc- odgryzłem się
- Nikt ci nie kazał tak długo zabawiać się z Oliwią. Biedny Józio czego był świadkiem- powiedział udając przestrach. Takie gadanie wnerwia mnie i to nie na żarty.
- Wiesz co? Nic dziwnego, że Matylda ma cie dosyć. Zajmij się lepiej swoimi sprawami, a nie...
- Ale to jest jak najbardziej moja sprawa braciszku. Po za tym nie zaprzeczyłeś. Czy to możliwe, że już niedługo będę miał bratową? Wiesz naprawdę lubię tą dziewczynę
- To sam się z nią ożeń!- wypaliłem
- Oj ktoś ma chyba nie najlepszy humor i to nie z powodu zarwanych nocy. Niech zgadnę zaczyna się na W a kończy na a?
- Skoro już o Niej mowa to być może faktycznie będziesz miał bratową
- Serio braciszku? A byłeś tam wtedy kiedy się Jej oświadczałeś? Bo ja byłem i widziałem jak spuściła cie na drzewo
- Zmieni zdanie- odparłem z przekonaniem, którego nie miałem do końca.
- Po za tym czegoś tu nie rozumiem. Czemu tak się uwziąłeś na Wiki? Już zapomniałeś jak wiele zrobiła dla ciebie? Dla nas? Zawsze robiłeś z niej kobietę fatalną i odradzałeś mi związek z Nią, a tak naprawdę to wszystko rozpadło się nie przez Nią, tylko przeze mnie.
- Tak, tylko przez to, że nie potrafiłeś utrzymać ptaszka w spodniach. Spojrzałem na niego z pod byka. Ale On nic sobie z tego nie robiąc mówił dalej.
A wracając do Wiktorii to nie jest tak, że Jej nie lubię. Przecież wiesz, że Ją kocham. Skąd to spojrzenie bracie?- powiedział rozbawiony
- Przecież wiesz, że kiedyś nawet się Jej oświadczyłem.
- Tak, ale spuściła cie na drzewo- powtórzył z satysfakcją
- Owszem, bo jestem dla Niej zbyt dojrzały. Widocznie potrzebowała jeszcze gówniarza, ale próbuje powiedzieć, że traktuję Ją jak rodzinę, powiedzmy młodszą siostrę. Poza tym swego czasu faktycznie myślałem, że zostanie moją bratową.
- Jeszcze się doczekasz.
- Jak myślisz czy gdybym Jej nie lubił to czy potargałbym Jej wypowiedzenie?
- Co? Jakie wypowiedzenie? O czym ty do cholery mówisz?
- Ups, więc nie wiedziałeś- zrobił minę niewiniątka
- Nie drażnij mnie
- Wiktoria złożyła wypowiedzenie kilka dni temu. To znaczy zamierzała to zrobić, ale tak jak już wspomniałem, nie pozwoliłem Jej na to. Z tym, że nie wiem czy nie zrobiła tego po raz drugi. Od tamtej pory Jej nie widziałem.
Wybiegłem stamtąd i postanowiłem od razu zadzwonić do Wiktorii. Po 3 sygnałach odezwała się poczta głosowa
- Cholera Wiki co to znaczy, że chcesz odejść ze szpitala? I czy naprawdę nie możesz choć raz odebrać tego pieprzonego telefonu?!
Pojechałem wieczorem pod nasze byłe mieszkanie i zacząłem się tłuc do drzwi domyślając się, że jest w domu tylko po prostu nie otwiera.
- Cholera Wiki otwórz te pieprzone drzwi bo inaczej je wyważę! Wiesz, że nie żartuję! Dobijałem się tak głośno, że musiałem pobudzić sąsiadów. Jedna kobieta z nad przeciwka wyszła rozespana w samej piżamie
- Co pan wyprawia! Jak pan natychmiast nie przestanie to zadzwonię na policję!
- Dzień dobry pani. Przepraszam za zakłócanie spokoju, ale naprawę muszę porozmawiać z moją dziewczyną- próbowałem być uprzejmy, mimo okoliczności
- Dzień dobry? Wie pan, która jest godzina? Środek nocy
- Wiem i przepraszam, ale to naprawdę pilne
- Ale pani Consalida wyjechała. Nie ma jej w domu- odpowiedziała starsza kobieta ziewając, czym kompletnie mnie zaskoczyła.
- Jak to jej nie ma? O czym pani mówi?
- Zostawiła mi klucze do mieszkania na wszelki wypadek, gdyby właściciel ich potrzebował.
- Ale co to znacz?, Że się wyprowadziła?- zapytałem mając coraz gorsze przeczucia
- Nie wiem na ile wyjechała, ale wiem, że na długo, a teraz proszę przestać hałasować. Teraz jak mnie pan obudził będę musiała do samego rana słuchać chrapania męża- burknęła na odchodnym, po czym zatrzasnęła drzwi. Wiki wyjechała na długo? Co to znaczy? Gdzie pojechała? Kiedy wróci? Dlaczego nic mi nie powiedziała? Rozstanie nie upoważnia Jej do tego, żeby tak znikać z pomierzchni ziemi bez słowa wyjaśnienia do cholery!
Słyszę dźwięk budzika i jedyne co mam ochotę zrobić to strącić go z szafki nocnej, abym nie musiał już dłużej słuchać tego irytującego dźwięku. A miałem taki piękny sen w którym Wiki wróciła z tego swojego zdecydowanie za bardzo jak na mój gust przedłużającego się wyjazdu, przemyślała wszystko i nawet przyjęła moje oświadczyny. Byliśmy w naszym domu, nie mieszkaniu domu, w sypialni, całowaliśmy się i.... nietrudno się domyślić co było dalej. Dlaczego to cholerne urządzenie musiało zadzwonić właśnie w takim momencie?! Westchnąłem, po czym usiadłem na łóżku, a raczej powinienem powiedzieć na kanapie, która swoją drogę jest strasznie niewygodna. Oliwia co prawda nie raz już proponowała mi abym się przeniósł na drugą połowę Jej łóżka, ale ja nie mogę tego zrobić. Jeśli zacznę się zachowywać tak jakbyśmy byli prawdziwą parą to tak jakbym miał przyznać się do tego, że między Wiki i mną to już jest koniec. A na to nie jestem jeszcze gotowy, z resztą mam przeczucie, że nigdy nie będę.
Przez ostatni miesiąc od kiedy wyjechała polubiłem spanie. Tak wiem jak to brzmi. Ale wcześniej sypiałem może z pięć godzin, a później dwa kubki kawy i byłem gotowy do pracy. Teraz moje sny to jedyne miejsce gdzie mogę ujrzeć Wiktorię. Oczywiście nie licząc zdjęć, ale nie mogę się przecież na nie gapić 24h, bo jeszcze Oliwia by coś zauważyła i zaczęłaby się kolejna awantura. A do głowy mi przecież nie wejdzie. Ehh tak bardzo tęsknię za czasami, kiedy to wylegiwaliśmy się z Wiki w łóżku godzinami, kiedy mieliśmy wolny dzień. Wciąż pamiętam jej zapach utrzymujący się na poduszce, nawet kiedy z samego rana poszła pod prysznic. Najbardziej lubiłem budzić się przed nią, kiedy Jej widok był pierwszym jaki widziałem z samego rana. Po prostu nie mogłem być wtedy szczęśliwszy. W takim momentach przybliżałem się do Niej, oplatałem Ją ramionami, po czym kładłem głowę w zagłębieniu Jej szyi i wdychałem Jej piękny zapach. Swoją drogą zawsze zastanawiałem się co to był za zapach. Hm...chyba różany z domieszką jaśminu? Nie wiem nie znam się. Zapewniam jednak, że jest to najcudowniejszy zapach na świecie.
Kiedy krzątałem się po kuchni przygotowując śniadanie i podgrzewając mleko dla Józia weszła Oliwia. Jak zwykle była nieuczesana, bez makijażu, rozespana i w piżamie. Zawsze widując Ją taką rano zachodzę w głowę jakim to sposobem Wiki nawet zaraz po przebudzeniu wygląda perfekcyjnie, ale podejrzewam, że w tej kwestii nie jestem obiektywny.
- Już wstałeś?- spytała ziewając i przecierając oczy
- Tak , za niecałą godzinę muszę być w szpitalu
- Dobra to ty idź pod prysznic, a ja w tym czasie zrobię ci śniadanie. Co wolisz jajka sadzone z bekonem czy jajecznicę?
- Wiki przecież wiesz, że nie znoszę jajecznicy- powiedziałem, dopiero po chwili uświadamiając sobie co zrobiłem. Spojrzałem na blondynkę z lekkimi wyrzutami sumienia. W końcu to nie Jej wina, iż to nie Ona jest tą, którą kocham. Wiem, że się stara, widzę to, ale nic nie poradzę na swoje uczucia. Odwzajemniła moje spojrzenie, po czym uśmiechnęła się smutno.
- Ciągle o niej myślisz, prawda?
- Po prostu się przejęzyczyłem- skłamałem- nie doszukuj się drugiego dna.
- Tak faktycznie Oliwia, a Wiktoria, brzmi niezwykle podobnie. Czy ona wróciła?- zapytała niepewnie
- Jeszcze nie- rzuciłem w biegu- idę pod prysznic. Po czym wyszedłem z kuchni.
Stanąłem przed lustrem w łazience, po czym przemyłem twarz zimną wodą, aby do reszty wybudzić się z mojego pięknego snu. Spojrzałem na mojego lustrzanego „przyjaciela"
- Co ty wyprawiasz stary? Przecież przez ostatni miesiąc tak dobrze ci szło. A może to tylko mi się wydawało, iż tak genialnie oszukuję Oliwię? Może wiedziała przez cały czas? Cóż, jestem beznadziejnym aktorem, to już wiemy. No bo wystarczy, że ktoś tylko wspomni Jej imię, a ja od razu mam tęsknotę wypisaną na twarzy. Westchnąłem przeciągle po czym umyłem zęby, a potem wziąłem szybki prysznic, licząc na to, że może zimna woda mnie trochę ostudzi. Wyszedłem z łazienki i poszedłem do sypialni malucha.
- Słuchaj ja potrzebuje długiej i gorącej kąpieli, bo wczoraj byłam tak padnięta, że nie zdążyłam się nawet umyć. Nie musiałem tego wiedzieć- pomyślałem.
- Jasne, ja go nakarmię- oznajmiłem, po czym wziąłem synka na ręce. Wydoił całą butelkę. To dobrze, że apetyt Mu dopisuje, ale jak tak dalej pójdzie to wyrośnie z Niego taki sam pulpet jak ze mnie do wieku 5 lat. Kiedy był już pojedzony zaczął marudzić, więc zacząłem Go bujać, aby się uspokoił.
- Za niedługo możliwe, że poznasz bardzo miłą ciocię wiesz? Chciałbym żebyście się polubili, dobrze mały kolego? Tacie bardzo na tym zależy. Mogę na ciebie liczyć? Józio uśmiechnął się do mnie. Właściwie to pierwszy raz kiedy się do mnie uśmiechnął.
- Dobra, biorę to za odpowiedź- odwzajemniłem Jego uśmiech. Ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Gdyby to było NASZE dziecko to pierwsze co bym zrobił to pobiegł do Wiki i pokazałbym jej jak pięknie NASZE dziecko się uśmiecha. Mówiłem Jej już kiedyś, że mielibyśmy najpiękniejsze dzieci na świecie. Nie twierdzę, że mojemu Józiowi czegokolwiek brakuje, ale kiedy wyobrażam sobie córeczkę Wiki i moją, to niemal widzę oczami wyobraźni Jej piękne, delikatne rude włoski i kocie oczy, które patrzą na mnie bystro. A ja mogę Jej powiedzieć, że na pewno wyrośnie na śliczną i mądrą dziewczynkę, tak jak Jej mama.
- Adam nie spieszyłeś się przypadkiem do szpitala?- zapytała jasnowłosa stojąc w progu z turbanem na głowie. Spojrzałem na zegarek.
- Cholera jasna spóźnię się- podałem Jej malucha, porwałem szybko telefon, kurtkę i wystrzeliłem z domu. Słyszałem jak rodzicielka Józia mnie woła, ale już się nie wróciłem. 
Jak widać Adasiowi nie łatwo przychodzi zapomnieć o naszym ulubionym rudzielcu ;) Czy kiedykolwiek Mu się uda? Czy pogodzi się z obecną sytuacją? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hej, jeśli przeczytałeś/aś proszę zostaw po sobie jakiś znak. To nie potrwa długo, a dla mnie jest to dowód na to, że Ktoś tu zagląda :D