środa, 21 lutego 2018

16- Miłość uleczy wszystko (Klaroline)- Co mnie obchodzi Klaus?!

Nowy Orlean
Mężczyzna chodził zdenerwowany tam i z powrotem. Gdyby to była trawa, a nie wypielęgnowany parkiet już dawno wydeptałby ścieżkę. Zastanawiał się nad tym co zrobić, aby ocalić swojego brata, który był w niebezpieczeństwie. Do tej pory sprawa nigdy nie wyglądała tak poważnie. W końcu niewiele rzeczy jest w stanie naprawdę skrzywdzić pierwotnego. Do tej pory wszyscy sądzili, że po za kołkiem z białego dębu zamkniętego w sejfie... nic. Jego rodzeństwo siedziało na eleganckiej sofie i przypatrywało poczynaniom najstarszego z żyjących braci.
- Elijah przestań tak krążyć! To nie pomaga!- krzyknęła równie zdenerwowana Rebekah. Martwiła się o Nika tak samo jak pozostali i próbowała w ten sposób wyładować frustrację.
- Tylko miłość kogoś spoza rodziny- powtórzył chyba już po raz setny, wciąż zastanawiając się co tak naprawdę kryje się za tymi słowami. To właśnie tych słów użyła czarownica, po rzuceniu klątwy. Elijah nie mógł przypomnieć sobie nikogo, kto by pasował.
- To ma być ktoś kogo kochał Klaus czy ktoś kto pokochał jego?- spytała Rebekah po tym jak nieco się uspokoiła
- Nie jestem pewny- odpowiedział
- Tak czy inaczej to będzie trudne zadanie. Znaleźć kogoś kogo kiedykolwiek kochał nasz brat? To prawie niemożliwe, a znalezienie osoby, która kochała jego to niemal graniczy z cudem- stwierdził Kol
- Masz rację, niestety urok Nika działa na kobiety chwilowo. Czar pryska w momencie w którym dowiadują się kim jest albo co zrobił- potwierdziła Rebekah
- Nasz brat przez stulecia dość skutecznie wszystkich odstraszał. Po za rodziną nie ma nikogo- zgodził się młodszy z braci
- Właśnie o to chodzi. Ta czarownica jest o tym przekonana. Skonstruowała tą klątwę w ten sposób, aby Niklaus uświadomił sobie, że po za rodzinom nikomu na nim nie zależy, że gdyby nie my osoby, z którymi łączy go krew, byłby całkiem sam.
- Ale serio przez tyle stuleci nie było nikogo? Ja byłem przez większość czasu zamknięty w trumnie, więc skąd mam coś wiedzieć o podbojach naszego brata,ale wy powinniście
- Dobrze wiesz, że Nick nie jest zbyt kochliwy
- No dobra, a chociażby ta blondyneczka, która kiedyś wpadła mu w oko?- podsunął Kol
- Jaka blondyneczka? O czym ty mówisz? Byłam z nim przez wiele stuleci, jestem pewna, że gdyby jakaś była to wiedziałabym o tym. No chyba, że masz na myśli Cami, no ale ona cóż nie żyje, więc...
- Nie, myślałem raczej o tej wampirzycy z Mystic Falls, czekaj jak ona miała...
- Caroline- Elijah zatrzymał się w jednej chwili- Caroline Forbes
- Co?! Chyba sobie żartujesz, co ona ma do Nika?
- O wygląda na to, że jak na kogoś kto cytuję „zawsze był przy Niku" jesteś wyjątkowo słabo poinformowana siostro- drwił Kol
- Faktycznie, że też wcześniej na to nie wpadłem. Przecież Niklaus kiedyś nawet mi o nie mówił. Nie użył wtedy jej imienia, ale na pewno mówił o niej- zastanawiał się na głos
- Nie! To nie możliwe, żeby Nik czuł coś do tej dziewuchy. To znaczy owszem pamiętam, że przez jakiś czas był nią zainteresowany, no ale nie przesadzajcie. Wiedźma powiedziała wyraźnie miłość. W życiu nie uwierzę, że mógł się w niej zakochać.
- A jeśli się mylisz? Rebekah ona może być jego ostatnią nadzieją.
- Tak, ale...
- Masz lepszy pomysł jak go uratować? Jeśli tak to słucham, ale jeśli nie to podaj mi do niej numer
- Co?! Skąd pomysł, że w ogóle go mam?
- Bo chodziłaś z nią do liceum i urządzałyście razem jakieś bale o ile mnie pamięć nie myli. Obie byłyście organizatorkami, musiałyście się jakoś kontaktować
- Nawet jeśli miałam to zdążyłam usunąć przecież....
- Rebekah nie mamy czasu! Dasz mi ten numer po dobroci czy mam ci zabrać telefon?!- Elijah rzadko kiedy podnosił głos, jednak sprawa była poważna, a jego siostra zachowywała się na 10 lat, a nie przeszło 1000.
- Dobra już-podała mu telefon. Mężczyzna wystukał numer po czym czekał aż dziewczyna odbierze. Usłyszał już 3 sygnały i powoli zaczynał tracić nadzieję.
- Halo
- Caroline Forbes?- wolał się upewnić
- Tak, kto mówi?
- Elijah Mikaelson, brat Klausa, przez chwile cisza po drugiej stronie. Mikaelsonowi przeszło przez myśl, że odłożyła słuchawkę.
- O co chodzi?
- Wiem, że nie mieliśmy okazji bliżej się poznać, zapewne pomyślisz, że mam niezły tupet dzwoniąc do ciebie
- Owszem, ale to u was rodzinne. O co chodzi? Tym razem spytała bardziej stanowczo
- Klaus jest w poważnym niebezpieczeństwie- postanowił najpierw wybadać jej reakcje. Zorientować się, czy w ogóle mają na co liczyć pokładając całą nadzieję w młodej wampirzycy, której praktycznie nie znają. Po drugiej stronie słuchawki mógł usłyszeć krótki śmiech
- A co mnie to obchodzi?
- Pomyślałem, że może chciałabyś wiedzieć. Wydawało mi się, że jesteście przyjaciółmi, spróbował innej taktyki
- Przyjaciółmi? Ja i Klaus? Może byłyby na to jakieś najmniejsze szanse za jakieś stulecie, gdyby nie zabił matki mojego chłopaka
- Przykro mi z powodu postępku mojego brata. Jednak Tyler Lockwood przyszedł się zemścić na moim bracie, słyszałem, że Niklaus darował życie twojemu chłopakowi ze względu na ciebie
- I co? Może powinnam mu jeszcze podziękować za tę łaskę?- spytała sarkastycznie. Elijah powoli zaczynał rozumieć co jego brat widział w tej dziewczynie. Była wyzwaniem. Teraz był pewien tego, iż Klaus opowiadał mu o niej. Uparta, zawzięta, sarkastyczna z poczuciem humoru, nieustraszona, nawet w stosunku do niego. Problem polegał na tym, że to uczucie mogło nie być odwzajemnione
- Klaus umrze Caroline
- Dlaczego twierdzisz, że w ogóle mnie to obchodzi?
- Dlatego, że jeszcze nie odłożyłaś słuchawki
- To świadczy jedynie o mojej ciekawości, wykręciła się- tak, jestem bardzo ciekawa co takiego okropnego spotkało wielkiego, potężnego Klausa, że jego niesamowicie długie życie chyli się ku końcowi, mówiła tonem, który sugerował, że bagatelizuje sprawę, jednak pierwotny słyszał przyspieszony puls dziewczyny
- Jesteś jego ostatnią nadzieją Caroline Forbes- powiedział po czym się rozłączył. Liczył na to, że wzbudził jej ciekawość na tyle by oddzwoniła lub jeszcze lepiej przyjechała tutaj
- I co? Pomoże mu?- spytała wampirzyca, niby mimochodem wychodząc w pomieszczenia
- Myślę, że tak
Oxford
Rozłączył się. Tak po prostu się rozłączył! No nie wierzę! Najpierw dzwoni do mnie po to, by oznajmić mi, że Klaus jest umierający, ale nawet nie powiedział co tak naprawdę mu dolega, a kiedy już zamierzałam go o to spytać ten rzucił słuchawką! W ten sposób zmusił mnie do tego abym oddzwoniła. Ha nie ma na co liczyć. Nie mam zamiaru oddzwaniać. Co w ogóle obchodzi mnie Klaus i jego stan? Skoro wreszcie nadarzyła się szansa na to, iż świat nareszcie się go pozbędzie tym lepiej. Jak ten cały Elijah w ogóle śmiał mnie o tym powiadamiać? W ogóle dlaczego mnie? W dodatku twierdził, że jesteśmy przyjaciółmi, czy ten kretyn tak właśnie mu powiedział? Świetnie, no po prostu świetnie, właśnie teraz kiedy wrócił mi dobry nastrój został on zrujnowany przez kolejną hybrydę, tym razem Klausa. Ciekawe o co chodzi, co mu dolega? Przecież jest nieśmiertelny, biorąc pod uwagę fakt, że jedyną broń zdolną go zabić z pewnością dobrze ukrył. Co może mu aż tak zagrażać? Zaraz, chwila moment czemu w ogóle mnie to interesuje? Czemu się nim przejmuje?
- Dobra Caroline Forbes weź się w garść. Klaus to twój wróg, tak samo jak pozostałych. On zabił Jennę, usiłował zabić Bonnie, to przez niego o niemal nie zginęłam ja a co najważniejsze on zabił Carol Lockwood, matkę Tylera i to całkiem niedawno.
Tylko dlatego, że dowiedział się o tym, że Tyler próbował zerwać więź poddaństwa pozostałych mieszańców. Co o ironio robi nadal z tym, że teraz Pierwotnemu to już o dziwo nie przeszkadza. Kiedy wyjechał do Nowego Orleanu zostawił swoje sługi samych sobie. Najwyraźniej już ich nie potrzebuje teraz kiedy pojednał się z rodziną. Z niewiadomego dla mnie powodu ta wiadomość trochę mnie ucieszyła. Zawsze uważałam, że musi być samotny, teraz kiedy ma rodzinę przynajmniej nie umrze samotnie.
Postanowiłam przestać głowić się nad tym co dzieje, bądź nie dzieje się z Klausem, to nie moja sprawa. Wyszłam z łazienki i podeszłam do pozostałych, aby się z nimi pożegnać. Nagle cała energia i entuzjazm mnie opuściły. Chciałam jedynie dać im znać, że wychodzę, aby się nie martwili, nie miałam zamiaru wdawać się w dłuższe dyskusje. Kiedy dotarłam do grupki przyjaciół i Damona zobaczyłam, że nie ma z nimi mojego kolegi
- Gdzie jest Jessie?
- Poszedł cie szukać, długo cię nie było Care
- Co tak długo trwało blondi? Twoje użalanie się z powodu nieobecności chłopaka?- spytał Salvatore przymilnym głosem, postronny obserwator mógłby nawet pomyśleć, że mi współczuje z powodu miny jaką wykonał. Ja jednak przejrzałam jego grę od razu
- Cóż, ja przynajmniej nie zabijam ludzi z powodu tęsknoty- wypaliłam z uśmiechem satysfakcji, zanim zdążył coś powiedzieć dodałam- bawcie się dobrze, po czym wyszłam z pomieszczenia.
Powietrze było rześkie i chłodne. Szłam szybkim krokiem do akademika, a moje myśli wbrew mojej woli znów zaczęły wracać na niebezpieczne tory. Bo sama nie rozumiałam dlaczego wiadomość o śmierci Klausa zrobiła na mnie tak duże wrażenie. Przecież kiedy nareszcie się go pozbędziemy powinniśmy świętować. Jestem pewna, że z takiej okazji nawet Tyler wróciłby do miasta, a więc jednak śmierć Hybrydy może się na coś przydać. Powinnam jak najszybciej powiadomić o tym pozostałych. Tylko dlaczego mam ten dziwny ucisk w żołądku? Przecież po śmierci Klausa nic złego się nie sta.....cholera jasna! Jak mogłam nie domyślić się wcześniej? Kiedy Klaus umrze to wraz z nim my, bo jeśli mamy mu wierzyć to on zapoczątkował nasz ród, a nawet jeśli skłamał co do naszego „połączenia" to jedna osoba zginie na pewno- Tyler. A ja zdecydowanie nie jestem gotowa by go stracić, ponownie. Prawdę mówiąc czuję się tak jakbym nigdy nie miała być na to gotowa.
No więc wygląda na to, że jednak nie mogę pozwolić draniowi umrzeć. Och rzesz to się nazywa złośliwość losu. To prawda, że mieliśmy parę momentów. Przez chwilę sądziłam nawet, że można go uratować, ale pomyliłam się. Niektórych osób nie można zmienić, nie da się ich naprawić. Daleko nie trzeba szukać, bo przecież między innymi Damon jest kimś takim.
Jednak po tym wszystkim co zrobił powinnam chcieć by umarł...chwila wróć ja chcę żeby umarł. Przecież ktoś taki jak on nie zasługuje na drugą szansę, czyż nie tak? Przyjaciele by się ze mną zgodzili. No dobra, koniec tych rozmyślań. Trzeba będzie go odwiedzić za jakiś czas i upewnić, że jednak nie zginie. Ale przecież to nie jest tak pilne, nie?
Z tym postanowieniem postanowiłam zająć się z powrotem swoimi sprawami. Rozłożyłam na łóżku materiały potrzebne mi do nauki na kolokwium, które ma odbyć się za kilka dni.Przeczytałam swoje notatki, które zrobiłam na zajęciach, a w internecie wyszukałam parę definicji, które mogą mi się przydać. Kiedy skończyłam, umyłam się, przebrałam do spania i usiadłam na łóżku. Wyciągnęłam z torebki telefon i postanowiłam oddzwonić.   
Eee... z postanowieniem postanowiłam (masło maślane xd) 
Jak myślicie? Czy Care pojedzie do Klausa? Co tak właściwie mu dolega? Dlaczego Elijah twierdzi, że to pilne? Co jest w stanie zagrozić nieśmiertelnej hybrydzie? 
Cześć Kochani. Chce Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze i głosy. Tylko dzięki Wam mam siłę by dalej pisać, pomimo tego, że mam ponad 38 stopni gorączki (taa głupi wirus). 
Pozdrawiam, trzymajcie się cieplutko w te chłodne dni 
- Lu-chan :* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hej, jeśli przeczytałeś/aś proszę zostaw po sobie jakiś znak. To nie potrwa długo, a dla mnie jest to dowód na to, że Ktoś tu zagląda :D