wtorek, 28 listopada 2017

15- Jesteś najważniejsza (Rinmaru)- rozdział 2- Oko w oko z niebezpieczeństwem

Wróciłam do domu niepostrzeżenie. Kaede-sama i ja mamy osobne pokoje, a także oddzielne wejścia do nich. Faktycznie było już późno, a ja byłam zmęczona, dlatego zjadłam kolację zostawioną obok przez miko i położyłam się spać.
 Zamknęłam oczy i znów bardzo wyraźnie widziałam przystojnego mężczyznę o długich, białych włosach oraz przeszywających miodowych oczach. Miało się wrażenie, że ich posiadacz potrafił przejrzeć każdego na wylot, co było kolejnym powodem dla którego ludzie się go bali. Sen jest jedynym miejscem w którym mogę się z nim spotkać. Miejscem z którego nigdy nie odchodzi. Nie żebym chciała, aby kiedykolwiek zniknął, lecz czasem, gdy długo go nie widuje i budzę się w nocy z jakiegoś koszmaru zastanawiam się nad tym czy to nie był sen. Fakt, że go poznałam, że mnie uratował, że razem podróżowaliśmy. Na szczęście w takim momentach zerkam na szyję i wiszący na niej kieł, którego nie mogłabym dostać od nikogo innego i to sprawia, że się uspokajam, rodzi się we mnie nadzieja na to, że znów go zobaczę i wyczekuje go z niecierpliwością i tak jest w kółko.
 Czasami na siłę usiłuje sobie przypomnieć jak faktycznie wygląda. Zastanawiam się wtedy nad tym czy tak jak ja się zmienił, postarzał, ale później zdaję sobie sprawę z tego, że to niemożliwe. Tego, że on się nie starzeje, bo przecież nie jest człowiekiem, jest nieśmiertelny, chyba co do tego pewności nie mam, ale z pewnością długo wieczny. Kiedy ja w końcu dorosnę, a potem umrę on nadal będzie młody i silny. Takie rozmyślania zawsze mnie męczą. Skończyło się na tym, że po raz kolejny zasnęłam z jego twarzą przed oczami.
Następnego ranka wstałam wcześnie. Kaede nawet nie musiała mnie budzić. Zjadłam śniadanie, zabrałam swój łuk i strzały zgodnie z obietnicą i dla świętego spokoju. Wiedziałam, że Aki z rodziną wyruszają dzisiaj, więc jest duże prawdopodobieństwo, że się ze mną zobaczy, zanim odjedzie, a przynajmniej na to liczę, że się pożegna. 
Od razu wybrałam się do najgłębszej części lasu, wiedząc, że tam są najlepsze zioła. Najczęściej przychodziłam tu z Kaede, lecz przecież jestem na tyle duża, że poradzę sobie sama. Znalazłam idealne miejsce na wzgórzu na którym rosło ich pełno. Miały idealne warunki, gdyż drzewa dawały dużo cienia, więc były także bardzo dobrze nawodnione. Odłożyłam łuk na bok, aby mi nie przeszkadzał i zabrałam się za selekcje. Skoro wybór był tak wielki postanowiłam zebrać tylko te dojrzałe, pozwalając młodym roślinkom jeszcze dorosnąć.
 Kiedy miałam ich już pełną siatkę i zbierałam się do powrotu usłyszałam straszny hałas, a po chwili jakieś 3 metry ode mnie wyrósł jak spod ziemi ogromny yokai przypominający niedźwiedzio-szczura. Pysk z ogromnymi ociekającymi śliną zębiskami należał do niedźwiedzia, podobnie łapy. Jednak ten stwór miał oprócz tego 3-metrowy ogon, zakończony miliardem małych, lecz ostrych igiełek, którym wymachiwał we wszystkie strony przewracając przy tym pobliskie drzewa. Wzięłam łuk oraz kołczan. Naprężyłam łuk i wycelowałam strzałe prosto w jego głowę, jednak yokai poruszył nią przez co chybiłam. Spróbowałam kolejny raz, ale znowu spudłowałam. Byłam przerażona. W życiu nie byłam sam na sam z czymś takim, przez co ręce trzęsły mi się z nerwów i nie mogłam dobrze wycelować. Ta szkarada była coraz bliżej, a ja nie mogłam nic zrobić. Wiedziałam, że ucieczka nie ma sensu, bo i tak by mnie dogonił. A tego, że by za mną pobiegł byłam bardziej niż pewna, ponieważ yokai kochają najpierw pobawić się ze swoją ofiarą, zanim ją zjedzą. Zrobiłam kilka niepewnych kroków w tył przez to potknęłam się o jakiś wystający korzeń i upadłam.
 Myślałam, że już po mnie i kiedy już powoli żegnałam się z życiem potwór nagle odskoczył do tyłu na jakieś 2 metry. Początkowo myślałam, że to jakiś jego rytuał przed pożarciem zdobyczy. Po chwili jednak zobaczyłam czarną maź na ziemi, która spływała z rany na łapie niedźwiedzio-szczura. Byłam pewna, że to nie ja mu ją zadałam, więc rozejrzałam się. Wtem ujrzałam młodego mężczyznę z mieczem w ręku. Broń była zabarwiona tą samą czarną cieczą. To był Aki. Ruszył na niego i po raz kolejny zaatakował. Mało co nie oberwał ogonem tego przerośniętego szczura, ale udało mu się odskoczyć. Potem skoczył na yokai i odciął mu głowę. Czarna ciecz rozbryzgała wszystkie drzewa w okolicy, a jemu z trudem, lecz udało się uniknąć tej przymusowej „kąpieli". Podbiegł do mnie uklęknął przede mną. Położył dłonie na moich ramionach i potrząsnął lekko, lecz ja byłam oszołomiona. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam się odezwać
- Rin nic ci nie jest? Rin proszę powiedz coś. Zrobił ci krzywdę?- zapytał troskliwie. Z trudem udało mi się zaprzeczyć ruchem głowy, a on upewniwszy się, że nie jestem ranna przytulił mnie mocno do siebie.
- Tak się cieszę, że nic ci się nie stało Rin. Co ty w ogóle tu robiłaś?! Dlaczego przyszłaś sama?! Prosiłem cię żebyś była ostrożniejsza, prawda? Czemu ty nigdy nie słuchasz? Miałaś zabierać ze sobą broń gdziekolwiek się nie ruszasz. Obiecałaś mi to, pamiętasz?- dodał już łagodniejszym tonem. Po kilku minutach tej bezczynności, gdy szok już nieco minął udało mi się odezwać. Co prawda mój głos brzmiał słabo, zupełnie jak by nie należał do mnie, ledwo go rozpoznałam
-Aa.. Ale ja zab.. zabrałam łuk- powiedziałam, po czym wskazałam ręką w kierunku w którym leżał- a..a..ale n..nie mogłam trafić...chociaż się star...starałam. Bardzo się starałam, ale m..mi nie wych... nie wychodziło- nawet nie wiedziałam, w którym momencie zaczęłam szlochać. Łzy nagle zaczęły spływać mi po twarzy, zamazując cały obraz. Zaczęłam cała się trząść. Czułam jak stopniowo ciepło rozchodzi się przez moje całe ciało. Ramiona Akiego dawały ciepło i ukojenie. Nie byłam pewna czym to było spowodowane. Czy tym, że Sesshoumaru-sama długi czas się nie pojawiał, tym, że mój jedyny przyjaciel opuszcza wioskę, a może tym, że przed chwilą otarłam się o śmierć, ale coś we mnie pękło. A ja zamiast się uspokoić zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Wtuliłam się w Akiego i znów zachowywałam się jak małe dziecko
- Ttak bardzo się ba..bałam...nnie wiedziłam c..co robić...my..myśla....myślałam, że to m..mój koniec
- Ciiiii już dobrze. Cichutko jestem przy tobie. Jesteś bezpieczna, już nic ci nie grozi-szeptał mi do ucha i kołysał się wolno w tył i przód, zupełnie jak mamy usiłujące uśpić swoje dzieci.
Na szczęście okazało się, że zioła, które wcześnie zerwałam nie zostały w żaden sposób uszkodzone podczas szamotaniny. Aki na moją prośbę zniósł je wieśniakom, podczas, gdy ja wróciłam do domu. Nie mogłam uwierzyć we własne zachowanie. Jak mogłam rozkleić się tak przed nim? Teraz już z pewnością będzie uważał mnie za dzieciaka i będzie miał ku temu powody. Jak niby mam go teraz przekonać, że jestem dorosła, a to był jedynie mały epizod, który więcej się nie powtórzy?
 Minęło tak wiele czasu odkąd widziałam śmierć yokai po raz ostatni, że po prostu zdążyłam się odzwyczaić od tego typu widoków. Kiedyś byłam światkiem tego typu sytuacji każdego dnia. Lecz życie w wiosce wśród ludzi sprawiło, że niemal zapomniałam o tamtych czasach. Teraz już nie byłam przerażona, a wściekła. Miałam zamiar nauczyć się walczyć, tym razem naprawdę. Dlatego zabrałam łuk z kołczanem i wyszłam z domu.
- Rin- usłyszałam jak ktoś wypowiada moje imię
- Aki
- Jak się czujesz?
- Dobrze, ale jestem zła na siebie za tą poprzednią sytuacje. Przepraszam cię. To się nigdy więcej nie powtórzy. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiła,naprawdę..
- Ale wiesz o tym, że wcale nie musisz mi się tłumaczyć?
- Tak, wiem, ale...
- Żadnych ale. Świetnie sobie poradziłaś Rin. Na serio, tym bardziej, że znasz mnie i wiesz, że nie schlebiam byle komu- puścił mi oczko
- Mam do ciebie prośbę. Wiem, że dzisiaj wyruszacie, ale czy mógłbyś mnie chociaż trochę podszkolić w strzelaniu z łuku zanim odejdziesz? Pokazać jak powinno się to robić, kiedy cel nie stoi w miejscu?
- Normalnie nie wierzę Rin poprosiła mnie o pomoc- powiedział udając niedowierzanie
- Nie kpij. Widziałam cie parę razy w akcji i wiem, że radzisz sobie całkiem nieźle z łukiem
- Wiesz jak mnie kupić. To co idziemy?
- W sensie teraz?
- A na co chcesz czekać? Aż cie noc zastanie? Chodź. Pokaże ci fajne miejsce w którym ja się uczyłem- powiedział po czym złapał mnie za rękę
- Nie jestem dzieckiem!- krzyknęłam i wyrwałam mu się
- Nie tylko dzieci się trzymają za ręce- powiedział, ale nie bardzo zrozumiałam co miał na myśli. Tym bardziej, że nie zastanawiałam się już dłużej nad tym. Po prostu poszłam za nim. 
Rin właśnie przeżyła swoje pierwsze od dawna spotkanie z yokai. Kiedyś coś co miała na porządku dziennym teraz śmiertelnie ją przeraziło. Czy po tych wszystkich latach życia w bezpiecznej wiosce wśród ludzi dziewczyna będzie w stanie kolejny raz stawić czoła tym potworom?

wtorek, 5 września 2017

15- Jesteś najważniejsza (Rinmaru)- rozdział 1- Gdzie jesteś Sesshomaru-sama?

Cześć nazywam się Rin, mam 16 lat i chciałabym opowiedzieć Wam pewną historię. Niektórym może się ona wydawać za długa, a innym za krótka, ja jednak sądzę, że jest odpowiedniej długości. Jak wiadomo nie od dzisiaj historię za krótkie nie mają nawet czasu by się rozwinąć, tym bardziej wciągnąć słuchacza. Natomiast te zbyt długie znowu zanim zrobią się ciekawe to trzeba długo czekać, więc zanim dobrniemy do końca możemy ją albo porzucić, albo zasnąć w trakcie. Cóż ja jednak mam nadzieję, że wysłuchacie jej do końca. Co prawda opowiadam ją każdej napotkanej osobie, ale może Ty jej jeszcze nie znasz. Jedyny sposób na przekonanie się o tym to zostanie ze mną.
Od kiedy ten cały Naraku został wreszcie zniszczony sytuacja znacznie się uspokoiła. Zamieszkałam w wiosce wśród innych ludzi, bo wszyscy stwierdzili, że tak będzie dla mnie lepiej. Opiekuje się mną miko o imieniu Kaede. Jest bardzo uprzejma i przyjęła mnie pod swoje skrzydła niczym własną wnuczkę. Nauczyła wiele o truciznach oraz ziołach, które są w stanie je wyleczyć, kiedy zrobi się z nich odtrutkę. Każdy dzień był inny, ciekawy, a ja mogłam nauczyć się wielu przydatnych rzeczy.

 Jednak brakowało mi trochę podróżowania, jak wtedy gdy byłam jeszcze dzieckiem. Niestety osoba, która zajmowała się mną podczas jej trwania najwyraźniej miała dosyć ciągłego niańczenia mnie. A przynajmniej ja właśnie tak to widzę. Owszem odwiedza mnie tutaj co jakiś czas, a nawet przynosi prezenty. Za każdym razem dostaję od niego nową sukienkę, które bardzo mi się podobają i noszę je chętnie, jednak zamieniłabym je wszystkie na kolejną możliwość wędrówki z moim wybawcą. Aa co za gapa ze mnie. Jeszcze nie powiedziałam Wam kto nim jest. Mam na myśli Sesshomaru-sama. Jest to psi Yokai, który jest bardzo silny i niepokonany. Po prostu niesamowity. Pomimo tego, że wszyscy ludzie się go boją to w rzeczywistości jest bardzo miły i dobry.

 Kiedy byłam jeszcze dzieckiem pierwszy raz spotkałam go w środku lasu, gdy zbierałam jagody. Był wtedy poważnie ranny, więc chciałam mu pomóc. Co prawda moja wioska nie była bogata, właściwie to mieszkali tam prawie sami biedni ludzie. Opiekował się mną pewien dobry człowiek, którego imienia nawet nie znałam. Nigdy nie poznałam moich rodziców, tak naprawdę to nie wiem co się z nimi stało. Jednak od kiedy tylko pamiętam jestem sierotą.

 Ale wracając do historii. Przyniosłam mu kilka grzybów oraz pieczoną rybę, jednak powiedział, że nie zje jedzenia dla ludzi, więc następnym razem przyniosłam mu wodę. Kiedy wróciłam do wioski ludzie, którzy tam mieszkali zobaczyli, że łapałam ryby w pobliskiej rzece. Nie spodobało im się to i pobili mnie, jednakże ja wróciłam do lasu. Sesshomaru-sama zauważył moje rany i zapytał co mi się stało. Był pierwszą osobą, która naprawdę się mną zainteresowała, więc byłam bardzo szczęśliwa. Nie umiałam jeszcze wtedy mówić, więc jedynie uśmiechnęłam się do niego. Lecz kiedy znowu wróciłam wioska została zaatakowana przez wilcze yokai. Widziałam jak wszyscy są pożerani, to było straszne. Chciałam wrócić do niego, biegłam ile sił w nogach, bo pomimo tego, że go jeszcze wtedy nie znałam to czułam się przy nim bezpiecznie. Jednak wilkom udało się mnie dogonić bez trudu. Ostatnie co pamiętam to to, że się na mnie rzuciły. 

Kiedy następnym razem otworzyłam oczy byłam w ramionach Sesshomaru-sama. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, że uratował, a raczej powinnam powiedzieć ożywił mnie za pomocą swojego miecza. Dowiedziałam się o tym później. Jednak właśnie w tamtym momentalnie postanowiłam pójść za nim. Dla niektórych mogłoby wyglądać to tak, że w ogóle się mną nie przejmował. Bo w końcu nie rozmawiał ze mną prawie wcale, właściwie to jedyne zdania jakie wypowiadał to „Rin idziemy" albo „Rin znajdź sobie coś do jedzenia", ale pomimo tego zawsze wysyłał ze mną Jakena-sama żebym się nie zgubiła. Zawsze mnie bronił i przychodził, kiedy miałam tarapaty. 

W późniejszym okresie pozwalał mi nawet spać na swoim futrze, które jest takie cieplutkie i milutkie. Jednak najbardziej cenny prezent jaki od niego dostałam wisi na mojej szyi. To jest jego kieł. Zawsze mam go przy sobie, dzięki temu pomimo tego, że jest daleko to czuje się z nim związana. Ciekawa jestem kiedy znowu mnie odwiedzi, dawno go już nie widziałam i zaczynam za nim trochę tęsknić.

 Jednak Sesshomaru-sama nie lubi długo przebywać w wiosce. Właściwie to on ogólnie nie lubi ludzi, dlatego nie raz zastanawiałam się nad tym dlaczego znosił moje towarzystwo. Hm....może powinnam go o to zapytać następnym razem, gdy go spotkam. Nie raz chciałam to zrobić jednak byłam wtedy jeszcze dzieckiem i trochę obawiałam się jego reakcji. Teraz jednak kiedy jestem już dorosła to się nie boję. Wiem, że nawet jeśli się zezłości to nic mi nie zrobi. Nie mogę się już doczekać kiedy go zobaczę.
Tego wieczora nie mam już nic do roboty, więc postanowiłam pójść w „moje" miejsce. Niedaleko wioski za lasem jest polana. Lubię na nią przychodzić. Siadać na ogromnym głazie, który się tam znajduje i patrzeć na gwiazdy. Wyobrażam sobie, że gdziekolwiek by nie był Sesshomaru-sama widzi dokładnie to samo co ja i to mnie w jakiś sposób uspokaja. Czuje wtedy, że skoro widzi to samo niebo co ja to znaczy, że jest całkiem blisko.
- Ej co ty tu robisz?- usłyszałam znajomy głos i obróciłam głowę w jego stronę. Kilka metrów ode mnie stał Aki. Mój przyjaciel, który także mieszkał w wiosce. Był gdzieś o głowę wyższy ode mnie. Miał czarne włosy i taki sam kolor oczu. Był starszy z jakieś 3 lata, więc zawsze traktował mnie z góry i uwielbiał pouczać. Mimo to bardzo go lubiłam. Był mądry i silny i bardzo miły. Nie raz mi pomagał np: na polowaniach.
- Oglądam gwiazdy- odpowiedziałam po prostu
- To masz bardzo ciekawe zajęcie- zadrwił- mogę się przyłączyć?- zanim jednak zdążyłam odpowiedzieć on już siedział obok mnie ma skale.
- Znasz gwiazdozbiory?
- A co to takiego?
- Serio nie wiesz?Ehh...brat mi o nich trochę opowiadał. Mówił, że to jest grupa gwiazd zajmujących pewien obszar nieba. I one mają różne kształty, a każdy ma inną nazwę
- Naprawdę? Jakie?
- Yy...no np: Andromeda to gwiazdozbiór nieba północnego
- A gdzie jest niebo północne?
- No jak to gdzie głupia. Na północy
- No tak. A skąd to wszystko wiesz?
- Aniki mi powiedział. On jest bardzo mądry i w ogóle wie wiele rzeczy. Jest bardzo silny i potrafi sam rozprawić się z nie jednym yokai. Jest po prostu niesamowity. W przyszłości będę taki jak on
- Nie rozumiem czemu chcesz być taki jak on
- A czego tu nie rozumieć?!
- Nie musisz krzyczeć- upomniałam go- po prostu słyszałam plotki o tym, że twój brat nienawidzi wszystkich yokai, dlatego nie rozumiem
- Czego nie rozumiesz?- tym razem już nie krzyczał
- No bo dlaczego nienawidzi wszystkich yokai? Przecież niektóre z nich są dobre
- Hah pokaż mi chociaż jednego
- No chodźby Inuyasha. Pokonał Naraku, a sam nie jest zły. Nie krzywdzi ludzi
-Ale on jest Hanyou
- I co z tego?
- To z tego, że w połowie sam jest człowiekiem, a po za tym to, że teraz jest dobry to nie oznacza, że to się nie zmieni. Kiedyś ukradł Shikonotama i zabił ówczesną miko. Ja tak mu nie ufam
- To nie prawda. To wcale nie było tak
- A ty niby skąd możesz to wiedzieć dzieciaku?
- Wcale nie jestem dzieckiem, a wiem to od Kagome-sama. Opowiedziała mi kiedyś co naprawdę się stało
- I ty jej uwierzyłaś?
- A dlaczego miałabym nie wierzyć?
- Bo to jego żona. To oczywiste, że będzie go kryła
- Mylisz się. Kagome-sama nie kłamie
- Skoro chcesz w to wierzyć to ci nie zabronie- powiedział po czym jak to miał w zwyczaju poczochrał mnie po głowie
-Ej!- krzyknęłam
- Dobra koniec tego gapienia się w niebo. Już późno. Powinnaś iść spać
- Ja już nie jestem dzieckiem!- krzyknęłam naburmuszona. Strasznie nie lubiłam tego, że zawsze tak się wywyższał. Jednak musze przyznać mu rację. Jest już dosyć późno, a ja następnego dnia muszę wcześnie wstać i zerwać zioła dla wieśniaków, którzy wrócą ze swojej podróży. Niektórzy mogą być ranni.
- Zeskakuj, złapie cie- powiedział stojąc pod głazem i wyciągając do mnie ręce
- Nie jestem małą dziewczynką. Potrafię sama zejść- powiedziałam i na dowód tego zeskoczyłam na ziemię
- Widzisz?- powiedziałam po czym pokazałam mu język
- Tak to było bardzo dorosłe- powiedział po czym zaczął się ze mnie śmiać. Ahh nie znoszę kiedy to robi. Minęłam go i poszłam przodem. Nie mam zamiaru wysłuchiwać jego drwin. Jak będę szła tym tempem to dotrę to wioski znacznie szybciej niż Aki.
- No już już nie gniewaj się Rin
- Wcale się nie gniewam- Szłam nadal szybkim krokiem, więc nie mam pojęcia jak mnie dogonił, ale nim się zorientowałam musiałam się zatrzymać, ponieważ stał przede mną
- Naprawdę?
- Tak, tylko dzieci się gniewają
- Skoro tak twierdzisz, no chodź- powiedział chwytając moją dłoń, jednak bez trudu wyrwałam mu się
- Nie słyszałeś co powiedziałam, nie jestem dzieckiem. Nie potrzebuje twojej pomocy
- Daj spokój tu jest niebezpiecznie po ciemku. Mogą grasować yokai i co wtedy zrobisz?
-Pokonam je
- Jak? Czym chcesz to zrobić skoro nawet nie zabrałaś swojego łuku ani strzał
- Może i masz rację, ale tutaj mi nic nie grozi. Od lat tu przychodzę i jakoś nigdy nic mi się nie stało
-Dlatego, że miałaś szczęście i nie natknęłaś się na żadnego yokai. Ale Rin nie zawsze będziesz go mieć. Obiecaj mi, że będziesz bardziej ostrożna
- Dlaczego mówisz mi to właśnie teraz?- ton jego głosu trochę mnie zaniepokoił
- Dlatego, że wkrótce wyruszam z Izo i naszymi kuzynami w podróż i nie będzie mnie tutaj abym mógł cię chronić- już chciałam mu dosadnie powiedzieć, że nie potrzebuje niczyjej ochrony,lecz jego wyraz twarzy mi na to nie pozwalał. Pochylił się i położył jedną rękę na mojej głowie, spojrzał mi w oczy i powiedział
- Rin proszę obiecaj mi to- no i co ja niby mam zrobić w takiej sytuacji? Wygląda na to, że Aki naprawdę się o mnie martwi
- Obiecuje- powiedziałam i zobaczyłam ulgę wymalowaną na jego twarzy. Jednak to trwało tylko sekundę, bo już po chwili miał na twarzy drwiący uśmieszek
- Jak się nie pospieszysz to Kaede będzie na ciebie zła za to, że się szwendasz po nocach- złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Tym razem nie wyrywałam się. Patrzyłam na jego plecy i zastanawiałam się nad tą jego wcześniejszą mimiką. Czy to była tylko moja wyobraźnia?

I co myślicie? Tylko szczerze. Oglądałam anime "Inuyasha" chyba z parę razy a ta dwójka (Rin i Sesshomaru) zawsze rzucała mi się w oczy. Mam na myśli to, że oczywiście bardzo lubię Inuyashę i Kagome ( O Kikio mam nieco inne zdanie xd), ale zawsze brakowało mi tego, iż związek Rinmaru nie był w żaden sposób kontynuowany, a przecież powinien,prawda? Dlatego postanowiłam coś z tym zrobić i napisać swego rodzaju zakończenie tej historii oraz podzielić się nią z Wami. Liczę na to, iż przypadnie Wam do gustu ^^

wtorek, 22 sierpnia 2017

Nie zawieszam i nie zamykam tylko.....

 Cześć Kochani. Doszło do mnie kilka skarg dotyczących rzadkiego pojawiania się rozdziałów. Nie mogę powiedzieć, że to nie jest prawda, gdyż ostatnimi czasy faktycznie stosunkowo rzadko coś dodaję. Wyjaśniałam już powód takiego postępowania tutaj. Jednak rozumiem, że tego typu tłumaczenia nie wiele Was interesują. Sama nie lubię zaczynać czytać czegoś, jeśli nie mam pewności, że poznam zakończenie, dlatego potrafię zrozumieć, iż Wy także chcielibyście go przeczytać. Ehh...prawda jest taka, że wzięłam sobie za dużo na głowę. Przeceniłam swoje możliwości znajdowania czasu na pisanie i niepotrzebnie zaczęłam pisać tyle opowiadań na raz. Ciężko jest mi teraz to wszystko pisać, a  nie mam zamiaru jakoś beznadziejnie ich zakończyć, tak tylko żeby było skoro mam rozplanowane już od dawna jak mają one wyglądać. Wiem, że się powtarzam, ale powiem jeszcze raz, iż dokończę wszystkie. Problem polega jednak na tym, że nie wiem kiedy. Nie mogę oczekiwać od Was jeszcze więcej cierpliwości, dlatego chciałabym postawić sprawę jasno. Nie zawieszam i nie zamykam bloga tylko rozdziały będą się pojawiały od czasu do czasu. Widzicie prawda jest taka, że kiedy zaczynałam pisać robiłam to tylko i wyłącznie dla siebie, lecz nie mogę powiedzieć, że nie było mi miło, kiedy czytałam Wasze komentarze. Jakiś czas temu dowiedziałam się o pewnej stronie, może o niej słyszeliście wattpad? Założyłam konto i od teraz zaglądam tam znacznie częściej, niż tutaj. Natknęłam się tam nawet na kilku z Was moich czytelników. Jest to strona przeznaczona do pisania opowiadań, zamieszczania ich by inni mieli okazję je przeczytać, oraz czytania dzieł innych. Jest to większa społeczność, niż początkowo przypuszczałam i wszyscy Ci ludzie zbierają się tam w jednym celu. Nie zrozumcie mnie proszę źle. Naprawdę doceniam Waszą obecność tutaj, jednak dodając moje opowiadania tam są dużo większe szanse na to, że trafią do szerszego grona, niż do kilku z moich wiernych i bardzo cierpliwych czytelników, których kocham < 3. Jeśli jeszcze nie znienawidziliście mnie do reszty to zapraszam na moją stronę, znajdziecie tam to samo co tutaj i kilka innych rzeczy. Przepraszam Was za wszystko i dziękuje Wam z głębi serca za te wszystkie lata obecności.

- Wasza Lu-chan :*

piątek, 4 sierpnia 2017

14- Powód by walczyć (NaLi, NaLu) rozdział 5

 Następnego dnia Natsu po przebudzeniu stwierdził, że naprawdę dobrze się czuje, więc nie ma powodu dla którego miałby zostawać w szpitaliku. Po za tym był bardzo ciekawy tego jak bardzo zmieniła się gildia. Lisanna wczoraj trochę mu opowiadała, jednak ciężko było mu to sobie wyobrazić. Wolał po prostu zobaczyć to na własne oczy. Wyszedł z łóżka i poszedł do łazienki, która była przy klinice. Po raz pierwszy miał okazje przejrzeć się w lustrze. Kiedy zobaczył swoje odbicie na początku nie mógł uwierzyć w to, że to on. Wiedział, że będzie wyższy i bardziej umięśniony, jednak takiego efektu się nie spodziewał. Wyglądał dokładnie tak jak w dzieciństwie sobie wymarzył. Uśmiechnął się do swojego odbicia po czym wyszedł z pomieszczenia. Zszedł po schodkach na dół i stanął jak wryty. Fairy Tail wyglądało zupełnie inaczej, niż się spodziewał. Po pierwsze zniknęło piętro z misjami kategorii S co od razu rzuciło mu się w oczy. Stoliki poustawiane równolegle do sceny...chwila SCENY?! Po co magom scena? Co oni urządzają sobie jakiś kabaret w przerwach, między zleceniami, czy jak? Podszedł do lady i usiadł na jednym ze stołków barowych. Ujrzał wysoką dziewczynę o długich, falowanych, białych włosach. Układała talerze na półkach. Kiedy się obróciła w jego stronę, uśmiechnęła się i powiedziała
- Dzień dobry Natsu, jak się czujesz? Przez moment jej się przyglądał. Wydawało mu się, że skądś ją kojarzy, był tego niemal pewien
- A ty kim jesteś?-zapytał, a ona momentalnie posmutniała
- No tak rozumiem. Lisanna mówiła mi, że straciłeś pamięć. Nic, więc dziwnego, że nie wiesz kim jestem haha. Jednak przez te lata trochę się zmieniłam. Ale zacznijmy od początku, jestem Mirajane- uśmiechnęła się do niego
- COOOOO???!!!!! Ty..ty jesteś Mira??- gapił się na nią niedowierzając    


ty jesteś Mira??- gapił się na nią niedowierzając        



    
  
    
      
      
    
  
   



To się dopiero nazywa metamorfoza xd, i jak tu mu się dziwić??



- No tak, twoja reakcja jest chyba zrozumiała. To musi być dla ciebie trudne obudzić się tak jakby z zupełnie innym świecie. Przez ostatnie 4 lata do Fairy Tail dołączyło mnóstwo nowych twarz, między innymi: Wendy i Carla, Gajeel i Lily, Juvia, no i oczywiście Lucy- powiedziała uśmiechając się do niego pogodnie.
- Lucy-powtórzył- już kilka razy słyszałem to imię wczoraj
- Ojej no tak Lucy także nie pamiętasz- wyglądała na naprawdę zmartwioną
- Kim właściwie jest ta dziewczyna? Wiesz coś o niej?
- Lucy dołączyła do gildii jakieś ponad 4 lata temu. To właśnie ty byłeś tym, który sprowadził ją do Fairy Tail. Z tego co opowiadaliście poznaliście ją z Happym w jednym z portowych miast. Od zawsze marzyła o dołączeniu do naszej gildii, dlatego zabraliście ją ze sobą. Lucy jest magiem Gwiezdnych Duchów oraz dziedziczką z rodu Heartfilia.
- Co? Ona jest dziedziczką?
- Tzn, nie do końca. Kiedy uciekła z domu wyrzekła się spadku, a poza tym jej ojciec przed śmiercią miał problemy finansowe, więc z tego co mi wiadomo jej dom stoi pusty. Jednak twoja reakcje mnie nie dziwi. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, kiedy się o tym dowiedzieliśmy. W ogóle nie wygląda na taką,prawda?
Zastanowił się przez chwile nad jej słowami. Co prawda widział ją wczorajszego dnia tylko przez chwile, ale faktycznie nie odnosił wrażenia, aby się wywyższała czy coś w tym stylu.
- No dobra, ale jakie relacje łączyły mnie z nią? Tzn. Lisanna powiedziała, że byliśmy przyjaciółmi. To prawda? 
Dziewczyna milczała przez chwile,jakby zastanawiała się nad jego słowami.
- Tak,myślę, że tak. Do tej pory byliście w jednej drużynie. Chociaż właściwie to w dwóch. Pierwsza to Ty, Lucy i Happy, założyliście ją już pierwszego dnia w którym Lucy dołączyła na nas. A druga to nazywana najsilniejszą drużyną w Fairy Tail , a jej członkami są: Erza, Grey, Lucy, Ty i Happy, chociaż często towarzyszą wam jeszcze Wendy i Carla.
- Masz na myśli tego mikrusa, który mnie wczoraj badał?
- Tak,ale wbrew pozorom jest ona także niebiańskim Dragon Slayerem, podobnie jak ty, Gajeel i Laxus
- COOO?!!! Laxus jest Zabójcą Smoków??!!!
- Tak, to prawda chociaż w przeciwieństwie do was on jest z drugiej generacji, oznacza to, że nie został wychowany przez smoka, lecz w jego ciało została wczepiona lacrima ze smoczą mocą. 
- Dobra to faktycznie dużo to przetrawienia, jednak wróćmy jeszcze na chwile do tej dziewczyny. Kiedy spytałem wczoraj kim ona jest wszyscy nagle uciszyli się i przez długi czas nie powiedzieli słowa, odniosłem wrażenie jakby nie chcieli mi powiedzieć, choć nie wiem dlaczego. Kiedy zadałem to pytanie tobie ty także się zawahałaś. Możesz mi wyjaśnić czemu wszyscy milkną, gdy wypowiadam to imię? Coś jest z nią nie tak? O co wam wszystkim chodzi? Bo naprawdę nie rozumiem. Tzn. wczoraj zachowywała się normalnie.... no powiedzmy może poza jedną kwestią- chłopak wciąż nie mógł zapomnieć tego jak nieznajoma go przytuliła, oraz tego ciepła,które odczuwał w tamtym momencie, pokręcił głową pozbywając się tego obrazu. Mira przez jakiś czas zwlekała z odpowiedzią.Widział,że zaczęła się trochę denerwować,jednak westchnęła po czym spojrzała mu w oczy.
- Lucy jest naprawdę bardzo miłą dziewczyną, która troszczy się o swoich przyjaciół, także Gwiezdne Duchy. Jest w stanie wiele dla nich poświęcić, nie jeden raz to udowodniła. Zupełnie tak jakby była magiem Fairy Tail, zanim jeszcze dołączyła do gilii. Posiada nasze serce. Taka jest. Lucy to po prostu Lucy- uśmiechnęła się, a po chwili kontynuowała- Zastanawiasz się dlaczego wszyscy milkną, gdy pytasz kim jest. Cóż, odpowiedź jest bardzo prosta. Nikt nigdy nie spodziewałby się, że mógłbyś o niej zapomnieć. Od kiedy sprowadziłeś ją do gildii nie odstępowałeś jej na krok. Wiem, że w dzieciństwie byłeś zżyty z Lisanną i po jej rzekomej śmierci trudno było ci się pozbierać. Kiedy Lucy dołączyła do naszej rodziny to było zupełnie tak jakby w pewien sposób zastąpiła moją siostrę. Mam na myśli to,że zapełniła tę pustkę po niej w twoim sercu. Uważnie cie obserwowałam Natsu i wiem, że starałeś się nie okazywać tego,że jesteś samotny.Uśmiechałeś się, żartowałeś i robiłeś psikusy, by nikt się nie zorientował, lecz gdy Lucy pojawiła się w twoim życiu wyglądałeś na naprawdę szczęśliwego, wiesz. Przestałeś być samotny. Spędzałeś z nią każdą swoją chwilę. Byliście sobie naprawdę, bardzo bliscy, dlatego to dla wszystkich zupełnie nowa sytuacja.Team Natsu i Lucy się rozpadł. Nie sądziliśmy, że do tego kiedykolwiek dojdzie, rozumiesz?
- Powiedzmy,ale wciąż nie wiem co jest takiego wyjątkowego w tej dziewczynie.
- Lucy to po prostu Lucy- powtórzyła i uśmiechnęła się do niego
- A to co ma niby znaczyć?
- Kiedyś na pewno zrozumiesz- powiedziała i tym akcentem zakończyli rozmowę. Po chwili podała mu śniadanie. A on zjadł szybko i poszedł na górę zabrać swoje rzeczy. Zamierzał się „wyprowadzić" ze szpitala i wrócić do swojego domu. Ciekawość do zżerała jak bardzo zmieniła się ich chatka. Wszedł do pokoju i usiadł na łóżku, w międzyczasie obudził się Happy
- Natsu cześć. Już wstaaałeś?- zapytał ziewając i przecierając jeszcze zaspane oczka
- Hej Happy- jego przyjaciel także dorósł przez ten czas, więc przyglądał mu się przez chwile- właśnie wróciłem ze śniadania. Co ty na to, aby wrócić do domu?
- Jestem za. Chłopak zbierał rzeczy z szafki nocnej i dostrzegł leżącą na niej torebkę. Zajrzał do środka, a do jego nosdrzy dotarł słodki zapach, pomimo tego, że zjadł śniadanie ślinka mu ciekła i miał ochotę zjeść zawartość. Odpakował ją i wyjął drożdżówkę w dżemem truskawkowym, jego ulubioną. 
- Happy skąd to się tu wzięło?- spytał pokazując zawartość torebki
- Hm...Lucy przyniosła
- A skąd wiedziała, że to moja ulubiona przekąska? No i dlaczego to ona mi ją przyniosła? Kotek zastanowił się przez chwile, po czym wzruszył małymi ramionkami
- Lucy to po prostu Lucy-powtórzył słowa Mirajane po czym zawołał- idę na śniadanko i zniknął za drzwiami. Natsu przyglądał się przez chwilę wypiekowi, po czym ugryzł kawałek. Drożdżówka rozpływała się w ustach. Była idealna, z posmakiem masła i cynamonem. Dragneel wcinał, a w jego głowie echem odbijało się zdanie Lucy to po prostu Lucy. Nie wiedział dlaczego, ale to stwierdzenie wydawało mu się dziwnie znajome i pomimo tego, że go nie rozumiał to był pewien, że ma jakiś głębszy sens.

Hehe przepraszam Was za te obrazki. Wiem, że są całkiem SPORE, ale jakoś innych nie mogłam znaleźć ;).  Lucy to po prostu Lucy, co? Hm...ciekawe co to znaczy ;p nasz ulubiony ziajacz ogniem już niedługo się przekona :P

14- Powód by walczyć (NaLi, NaLu) rozdział 4

Sam nie był pewny tego dlaczego obserwował jak tajemnicza blądwłosa dziewczyna wychodzi z pokoju bez wcześniejszego pożegnania się z nimi. Kiedy zapytał pozostałych kim ona jest wszyscy zaczęli się jakoś dziwnie zachowywać, nikt nie patrzył mu w oczy,unikali odpowiedzi na pytanie i dopiero po dłuższej chwili Lisanna odpowiedziała, że Lucy- bo tak ma na imię nieznajoma jest jego przyjaciółką. Chciał dowiedzieć się czegoś jeszcze, ale przyjaciele zdawać by się mogło celowo zmienili temat, a on postanowił, że nie ma sensu już go drążyć.

Jedyne co go zastanawiało do dlaczego to właśnie ona siedziała przy jego łóżku, a nie jakaś inna „przyjaciółka" oraz jej reakcja,kiedy się obudził. Przez krótki moment zanim rzuciła mu się na szyje dostrzegł w jej oczach nieopisaną radość i coś co wyglądało dla niego jak wielka ulga. Nakazał sobie jednak nie głowić się nad tym dłużej. Były ważniejsze sprawy, które zajmowały jego myśli. Lisanna żyje.Tylko tym mógł się teraz zajmować. Pamiętał jak bardzo cierpiał, kiedy dowiedział się o jej śmierci. Jak czuł się samotny,kiedy jej zabrakło. Ten ból był tak świeży. Mógł przysiąc, że to wydarzyło się nie więcej niż tydzień temu.

 Pozostali jednak wmawiali mu, że od tamtego wydarzenia minęła już masa czasu. A on nie miał powodów, by im nie wierzyć, tym bardziej, że dowody miał przed samym nosem. Jego przyjaciele wyglądali zupełnie inaczej, niż tak jak on ich zapamiętał. Sam także bardzo się zmienił. Widział mięśnie tuż pod skórą i musiał przyznać, że był zadowolony z efektów swojego treningu. Nie miał jeszcze okazji przejrzeć się w lusterku, ale i bez tego wiedział, że w pewnością nie wygląda jak dzieciak. Przyjrzał się uważniej wszystkim twarzą. Erza nie nosiła już warkocza, miała inną zbroję i bez wątpienia nabrała kobiecych kształtów. Grey nadal łaził bez koszulki, jednak podobnie jak u niego zaraz pod skórą można było dostrzec wyraźne zarysy mięśni, no i z twarzy też nieco zmężniał, choć wciąż zachowywał się jak dzieciak. (i kto to mówi ;p) Na sam koniec przeniósł wzrok na Lisannę, która musiała wyczuć, że się jej przygląda, gdyż odwzajemniła spojrzenie i przytrzymała go. Mógł porównać swoje wyobrażenie o niej do tego jak wygląda teraz. Bez dwóch zdań miała kobiece kształty i wyglądała na dużo dojrzalszą. Jej białe włosy były dłuższe niż zapamiętał, jej niebieskie oczy przyglądały mu się bacznie i z ciekawością. Dostrzegł, że nie miała na ramieniu czerwonego emblematu gildii i przez moment zastanawiał się gdzie teraz go ma. Uśmiechała się do niego delikatnie. To był ten sam uśmiech, który zapamiętał, za którym tak tęsknił. Wciąż nie wierzył własnym oczom. 

Obawiał się, że to jedynie jakiś totalnie zwariowany sen,a on za chwile się obudzi i wszystko będzie po staremu. Haha chociaż to by było zabawne. Gdybym powiedział Erzie i Greyowi jak będą wyglądać za te kilka lat to w życiu by mi nie uwierzyli. Potem opowiedzieli mu co się wydarzyło przez cały ten czas. Opowiedzieli jak Lisannę wciągnęło coś co się nazywa anima i jak żyła w jakimś miejscu, które się nazywa Edolas przez 3 lata. Potem jak przez 7 lat byli tak jakby zamrożeni na jakiejś wyspie. Jednak ciężko było mu tak naraz przyswoić tyle najróżniejszych informacji. Powiedział, że jest zmęczony i chce się położyć, więc „goście" wrócili do siebie, tym bardziej, że zaczęło się ściemniać. Jedynie Lisanna z nim została, na jego prośbę. Porozmawiali jakąś godzinę, a potem naprawdę zmógł go sen. Gdy wychodziła zawołała
- Tylko tym razem nie zasypiał na kolejny tydzień ok?- zażartowała. 
- Obiecuje- powiedział, po czym położył się wygodnie na poduszce. Happy spał już w nogach łóżka, więc chłopak postanowił go nie budzić. Sięgnął do lampki nocnej i zgasił światło. Ułożył się wygodniej i rozmyślał o wszystkich zmianach jakie zaszły przez ten czas. Jeśli wierzyć ich słowom to minęło jakieś 4 lata. Był ciekawy tego jak zmieniła się gildia i ogólnie Magnolia. Zasnął mając przed oczami obraz Fairy Tail sprzed lat.

***
Lucy płakała od godziny,ale nie mogła się uspokoić. Ostatnim razem czuła się tak, po tym jak przeczytała list od swojego ojca, w którym napisał,że zawsze ją kochał, tylko nie potrafił jej tego okazywać. Teraz po raz kolejny straciła bliską osobę i nic nie mogła na to poradzić. Wciąż nie rozumiała jak to w ogóle mogło się stać. Zanim straciła przytomność słyszała jak on wołał jej imię. W jego głosie można było usłyszeć strach o jej bezpieczeństwo.

Od kiedy tylko się poznali zawsze byli razem. Wspólne misje, przygody, niezapowiedziane odwiedziny w jej mieszkaniu, wspólne przesiadywanie w gildii, a teraz to wszystko się skończyło, tak nagle, że ona wciąż nie potrafiła ułożyć sobie tego w głowie. Nie wiedziała jak teraz wszystko będzie wyglądało.Czy będą w stanie nadal być drużyną? Wykonywać razem zlecenia? Czy w ogóle będzie w stanie spojrzeć mu w oczy, kiedy nie może z nich wyczytać nic poza obojętnością? Tak bardzo się bała nieznanego. Nie miała pojęcia jak powinna się od teraz przy nim zachowywać. Tak jak zawsze? Czy może będzie lepiej go ignorować? Jej serce przeszył gwałtowny ból. Nie mogła go nie widywać. Tak bardzo już przyzwyczaiła się do jego obecności w swoim życiu, że nie będzie potrafiła się tak po prostu od niego odciąć, przynajmniej nie od razu. Sama nie mogła uwierzyć w to co sobie uświadomiła, ale będzie jej brakować nawet jego niezapowiedzianych odwiedzin i włażenia przez okno, kąpania się w jej wannie, wyjadania jedzenia z lodówki, grzebania po jej szufladach, czytania jej książki, a nawet tego, że czasami ukradkiem wkradał się do jej łóżka, gdy niczego nie świadoma, smacznie sobie spała.Sięgnęła po rolkę papieru toaletowego i zorientowała się, że wysmarkała już całą.

 Podeszła do biurka i zaczęła pisać kolejny rozdział swojej powieści. Co prawda w zamyśle miał on wyglądać zupełnie inaczej, jednak potrzebowała przelać cały ten rozdzierający jej serce ból na papier, aby się go pozbyć. Po za tym pisarze właśnie tak robią. Zamieniają swoje emocje, te negatywne także na wenę, dzięki czemu mają nieskończone źródło pomysłów. Zaczęła pisać, z każdą literą, słowem, zdaniem wydawało jej się, że pozbywa się ogromnego ciężaru. Tak jakby przelewając te wszystkie uczucia na papier zamykała je w nim, nie pozwalając by znalazły drogę powrotną. Pisała przez cały czas przez 2 godz. nie przestała nawet na chwile, bojąc się tego, że gdy to zrobi znów ulegnie natłokom złych emocji. Czuła,że dopóki nie skończy jej uczucia nie będą całkowicie „zapieczętowane", a jej nie uda się od nich uwolnić. Gdy w końcu skończyła cały rozdział zamknęła książkę z hukiem. Czuła się już lepiej, tak jakby lżej, choć w środku czuła się pusta. Miała wrażenie, że owszem pozbyła się niechcianych emocji, ale przez to, że w tym momencie były one jedynymi, które w niej siedziały była z nich całkowicie wyprana. Sięgnęła po kartkę papieru i pióro


Kochana mamo 

Nie wiem od czego zacząć dlatego zacznę od początku. Niedawno razem z Natsu i Happ'ym byliśmy wykonać pewne zlecenie. Tam spotkaliśmy pewnego maga, jak dla mnie był on totalnym świrem, jednak pozory mogą mylić. Wkrótce okazało sięże wbrew pozorom jest on naprawdę silny i nawet Natsu nie mógł sobie z nim poradzić. Toczył z nim pojedynek przez kilka godzin, a w międzyczasie Happy i ja wyprowadzaliśmy z miasta ludzi.
 Wiedzieliśmy, że nawet jeśli Akuma, bo tak ma na imię ten zbereźnik, a dlaczego go tak nazywam, za chwile do tego dojdę. No w każdym razie wiedzieliśmy, że nawet jeśli nie będzie atakował ludzi, to podczas pojedynku ich miasto bardzo ucierpi, znając niszczycielską siłę Natsu byliśmy o tym przekonani. Jednak nie chciałam jak zwykle zostawiać wszystkiego na Jego głowie, więc przyzwałam Taurusa i przyłączyłam się do walki. Niestety nasz przeciwnik był przez cały czas otoczony jakimś dziwnym, niewidzialnym polem siłowym przez, które nie mogliśmy się przebić. W życiu czegoś takiego nie widziałam. Udało mu się powalić Natsu, a potem złapał mnie. Brr...wzdrygam się na samo wspomnienie dlatego oszczędzę Ci tego co on chciał mi zrobić. Na całe szczęście Natsu mnie uratował, zresztą jak zawsze.
Wszystko byłoby w porządku, ale po tym boju Natsu przez długi czas nie odzyskiwał przytomności. Pomimo tego, że Wendy badała Go każdego dnia twierdząc, że nic Mu nie jest On się nie budził przez prawie tydzień. Teraz mam przeczucie, że ta Jego przedłużona drzemka ma coś wspólnego z tym co stało się później, ale do tego za chwile dojdę.
Wszyscy bardzo się o Niego martwiliśmy, ja także. Przychodziłam do Niego codziennie i przesiadywałam godzinami przy Jego łóżku cały czas do Niego mówiąc.Nie wiedziałam czy słyszy cokolwiek czy nie, ale to mnie uspokajało. Kiedy dzisiaj zobaczyłam, że się obudził byłam bardzo szczęśliwa, nawet chyba za bardzo mnie poniosło, bo jak jakaś idiotka rzuciłam Mu się na szyje. Do tego momentu wszystko było dobrze, jednak potem spojrzał na mnie i zapytał kim jestem.
 Sama rozumiesz, że z początku wzięłam to jako żart i zaczęłam się śmiać, jednak On wciąż patrzył na mnie poważnie oczekując odpowiedzi. Jego spojrzenie, nie wiem jak to określić, ale było puste. Prawdę mówiąc nigdy tak na mnie nie patrzył, nawet wtedy, gdy dopiero się poznaliśmy. Co prawda wtedy postawiłam Im jedzenie, więc jedyne co widziałam w Jego oczach to była czysta wdzięczność,jednak z czasem zaczęły się tam pojawiać różne inne emocje. Jak np. zaufanie. To bezgraniczne zaufanie jakie ja od zawsze miałam do Niego, a On do mnie. A teraz nie ma nic. Pustka. Patrzył na mnie tak jakbym była zupełnie obca. Z taką obojętnością,a nawet z chłodem i podejrzliwością. Tak jakby mówił: „Co ty tu robisz? Nie znam cie. Kim jesteś?".
Okazało sięże Jego wspomnienia zatrzymały się na okresie sprzed 4 lat. W momencie w którym Lisanna zaginęła. Opowiadałam Ci kiedyś o Niej. To młodsza siostra Miry i Elfmana. A Jemu się wydajęże Ona zaginęła jakiś tydzień temu, więc bardzo się cieszy, że jednak żyje. Rozumiem Jego radość, naprawdę. To normalne. My zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że Lisanna jest wśród nas,a dla Niego jest to coś nowego. Wiem, że musi to sobie na spokojnie przetrawić.
Ale tu nie chodzi o Lisannę mamo. Tu chodzi o mnie. Kompletnie się pogubiłam. Nie wiem już co mam robić. To boli, naprawdę bardzo boli. To jest zupełnie jak zdrada, ale jeszcze gorsze, bo nie mogę Go o to obwiniać. To nie Jego wina, że mnie nie pamięta, wiem o tym, ale nie wyobrażam sobie życia bez Niego, wiesz? To jest tak jakby ktoś zabrał mi część mojej duszy, bez której nic już nigdy nie będzie takie same. Nie wiem co to jest za uczucie mamo, ponieważ wciąż jestem jeszcze młoda, ale czy to może być ta osławiona miłość? Czy to możliwe, że nawet się nie zorientowałam i się w Nim zakochałam? Ale nawet jeśli to jaki sens mają moje uczucia skoro On ich nie odwzajemnia, a na dodatek nigdy tego nie zrobi? Prawdę mówiąc wydaję mi sięże nie zrobiłby tego, nawet,gdyby mnie pamiętał. Bo wiesz On jest wciąż takim dużym dzieckiem, które nie myśli o sprawach dla dorosłych. Obce są Mu słowa takie jak zaangażowanie, związek, miłość, a tym bardziej małżeństwo.
 Jedynie słowo rodzina jest Mu bliskie,ale pojmuje je w zupełnie inny sposób. Dla Niego rodziną jest Fairy Tail, Jego przyjaciele, ewentualnie Happy w roli Jego młodszego brata. Chociaż nie jestem tego pewna,ale mnie też chyba zaczął traktować jak młodszą siostrę. No wiesz taką, którą trzeba wiecznie chronić i pilnować. Ciężko jest mi teraz zastanawiać się czy taki rodzaj uczucia z Jego strony, by mi wystarczył. Sądzęże może z czasem bym do tego przywykła. Po prostu ulokowała uczucia w kimś innym, a Jego miała za starszego brata, którego nigdy nie miałam. Ale nie odbieraj tego jako pretensje, to po prostu zwyczajne stwierdzenie.
Ale wracając do tematu jak myślisz co powinnam zrobić? Jak się zachowywać? Chciałabym nadal być przyjacielska w stosunku do Niego. Być może z czasem ponownie staniemy się przyjaciółmi, ale sądzęże już nie tak bliskimi. Jednak obawiam się, tego, że to może okazać się dla mnie zbyt trudne. Dzisiaj wystarczyło mi tylko raz przez chwile zobaczyć tę obojętność i już miałam dość. Czy później będzie łatwiej? Z drugiej strony obrażanie się i unikanie Go też nie wydaje się być w porządku. Jak już mówiłam nie mam prawa się na Niego gniewać. Mieć pretensji czy żali. Lecz jeśli zacznę Go unikać od początku to dla Niego stanie się to normalnością i po prostu będziemy „rodziną" z tej samej gildii. Rodziną, która prawie wcale ze sobą nie rozmawia, choć szczerze wątpie, by Jemu to przeszkadzało.
Ok, wiem co chcesz mi powiedzieć. Abym wzięła się w garść i była silna. Tak zamierzam zrobić. Jeszcze nie wiem jak będę postępować względem Niego, wszystko wyjdzie w praniu. Dziękuje za to, że mnie wysłuchałaś, na Ciebie zawsze mogę liczyć. Do niedawna myślałam,że na Niego też,ale się pomyliłam.

Na kartkę papieru spadła łza. Nawet nie zorientowała się kiedy znów zaczęła płakać. Wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów, czym udało jej się powstrzymać dalszy „potok". Wytarła policzek i obiecała sobie, że więcej nie będzie płakać. To była ostatnia jej łza wylana za Natsu Dragneela.