środa, 21 lutego 2018

16- Miłość uleczy wszystko (Klaroline)- Dlaczego to muszę być JA?!


Nowy Orlean
Zajechałam do Nowego Orleanu pod wieczór. Musiałam przyznać, że to miasto jest przepiękne. Połączenie wysokich nowoczesnych budynków ze starymi kamienicami było zachwycająco dobrym połączeniem. Nie mogłam oderwać wzroku od krajobrazu. Nic dziwnego, że Klaus wybrał właśnie to miasto. Nie kłamał mówiąc, że jest w nim coś specjalnego. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę z czegoś tak oczywistego, że mało co nie uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. PRZECIEŻ NIE ZNAM ICH ADRESU!
Nie widziało mi się dzwonienie do Elijah, więc postanowiłam sama poszukać. Znaleźć największy i najbardziej kosztowny budynek w mieście nie powinno być tak trudno, prawda?
Całe szczęście moje przypuszczenia okazały się słuszne. Wstąpiłam na chwile do jakiegoś baru po drodze i zapytałam barmanki o Mikaelsonów, co prawda spojrzała na mnie jakoś dziwnie, zupełnie jakbym zadała najgłupsze pytanie na świecie, ale nie przejęłam się tym. Wskazała mi drogę i oto jestem. Stoję przed wielkim można by rzecz pałacem. Nie zdziwiłoby mnie wcale, gdybym się dowiedziała, że w przeszłości mieszkała tam rodzina królewska. Wielka brama była otwarta, zupełnie jakby mieli gości lub kogoś się spodziewali. Nie ociągając się dłużej wjechałam na podjazd, zaparkowałam obok i nim zdążyłam otworzyć drzwi ujrzałam Pierwotnego, który zrobił to za mnie.
- Dobry wieczór Caroline-przywitał się i skłonił lekko głowę
- Cześć, odpowiedziałam po prostu, nie miałam zamiaru zostawać przy takiej sztywnej formie, nigdy mi to nie odpowiadało. Nim zamknęłam samochód wyciągnął moją walizkę, a teraz zaczął mnie prowadzić do wejścia.
- Tędy-powiedział, a mnie nie zostało nic innego jak pójść za nim. Przeszliśmy przez krótki hol i weszliśmy do ogromnego salonu, z wysokim sufitem. Rozejrzałam się. W centrum pomieszczenia mieściły się dwie sofy naprzeciwko siebie w kolorze kości słoniowej, a pomiędzy nimi długi, okazały, stół z ciemnego drewna. Po obu stronach tapczanów stały białe, wysokie lampy. Perskie, białe włochate dywany pokrywały drewniany parkiet. Białe ściany na których widniały złote wzory prezentowały się bardzo elegancko. Nad nami wisiał okazały żyrandol ze zwisającymi kryształkami, który oświetlał większość pomieszczenia. Po prawej stronie były dwa pomieszczenia jedno to chyba kuchnia, a co do drugiego nie jestem pewna. A po lewej natomiast marmurowe schody pięły się ku górze. To właśnie tam prowadził mnie gospodarz. Dotknęłam złotej balustrady wspinając się na wyższe piętro. Elijah poprowadził mnie długim, prostym korytarzem na sam koniec, po czym otworzył pomieszczenie po prawej stronie. Stanęłam za nim zaglądając do środka i stanęłam jak wryta. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. To było zupełnie tak jakbym wchodziła do własnego pokoju w Mystic Falls. Został on odwzorowany z nawet najdrobniejszymi detalami. Sypialnia miała jasno-żółte ściany, w jej centrum stało dwu-osobowe łóżko z białą narzutą ze złoceniami. Po lewej stronie stała mała szafeczka nocna z ciemnego drewna, a na niej biała lampka nocna, małe lusterko i telefon bezprzewodowy, na który dzwoniła moja mama, zanim jeszcze przekonała się do komórki. Po prawej stronie komoda w kolorze miodowej olchy, a na niej książki, ciekawe jakie. A na górze czerwona lampka nocna, i zdjęcie mnie z przyjaciółkami w żółtej ramce. Nad komodą wisiała brązowa ozdoba, przypominająca krzak, którą dostałam od Bonnie. Podobno jest wykonana z jakichś ziół i odgania złe moce. Taa...jej słowa, nie moje.
Pomiędzy łóżkiem, a komodą stał brązowy fotel. Po drugiej stronie pokoju w kącie mieściła się czarna komoda, na której stały moje kosmetyki, przyrządy do układania włosów, takie jak lokówka i prostownica i kosmetyczka. Nad nią wisiało lustro w brązowej ramce ze złoceniami. Na ścianie naprzeciwko łóżka była mała garderoba z białymi drzwiami, aż się boję tam zaglądać. Pokój był jasny, ponieważ wychodziły z niego okna na dwie strony. Musiałam przyznać, że prezentował się genialnie, no bo cóż sama go urządzałam. Jak to możliwe, że odwzorował go z takimi szczegółami skoro był tam jedynie raz, tego wieczoru w którym ratował mi życie? Chyba, że o czymś nie wiem?
Nie miałam siły dłużej się nad tym zastanawiać. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że stoję na środku pomieszczenia i oglądam go jak głupia podczas, gdy bystre spojrzenie ciemnych oczu Elijah wciąż spoczywa na mnie.
- Coś się stało?
- Nie...wszystko ok, zełgałam. Jak może być ok?! Czy to nie podlega pod naruszanie czyjejś prywatności?! Założę się, że jest gdzieś na to jakiś paragraf!
- Kto urządzał ten pokój?, spytałam próbując się opanować
- Klaus, odpowiedział po prostu. Idiotka! Po co pytałam skoro już znałam odpowiedź?!
- Potrzebujesz czegoś? Jasne, że tak! Potrzebuje udusić Klausa! Zamiast tego powiedziałam
- Tak, chcę wiedzieć co ja tu właściwie robię
- Przejdźmy do salonu, pozostali już czekają. Pozostali pff...świetnie. Jakbym potrzebowała widzieć Rebekah.
Zeszliśmy na dół. Mikaelsom miał rację. Dwie osoby już siedziały na sofie. Jedną rozpoznałam od razu.
Rebekah Mikaelson pierwotna wampirzyca, najmłodsza z rodzeństwa. Wysoka blondynka o niebieskich oczach. Wredna, uparta, niecierpliwa i porywcza. Usiłowała zająć moje miejsce organizatorki wszystkich szkolnych imprez, ukraść mi miejsce kapitana w drużynie cheerlederek, a później jeszcze uganiała się z moim przyjacielem Mattem, który omal nie zginą przez nią nie zliczę ile razy. Przeniosłam wzrok na drugą osobę.
Kol Mikaelson, bodajże najmłodszy z braci. Średniego wzrostu szatyn o brązowych oczach i przeważnie towarzyszącym mu wrednym uśmieszku. Nie miałam „przyjemności" bliższego poznania go, ale słyszałam, że udawał przyjaciela Jera, kiedy Elena nakazała bratu opuścić miasteczko dla bezpieczeństwa oraz, że to on zabił nie jaką Mary, przez co nie mogliśmy dowiedzieć się z jakiego rodu krwi pochodzimy. Zakończył swój żywot w kuchni domu Gilbertów, Jeremy zabił go, by powiększyć swój znak łowcy, który był mapą do lekarstwa. Chwila! Przecież
- Ty nie żyjesz, wypaliłam bez zastanowienia, a on ukazał mi jeden ze swoich aroganckich uśmieszków
- Też tak słyszałem, ale hej życie jest pełne niespodzianek mała wampirzyco
- Jak to możliwe?, zwróciłam się do Elijah
- To długa historia, nie na teraz, zbył mnie
- Caroline
- Rebekah, wymieniłyśmy się „uprzejmościami" patrząc na siebie złowrogo
- Elijah wciąż nie rozumiem po co ją tu ściągnąłeś
- Tak, sama chciałabym wiedzieć
- Jak już mówiłem. Życie Klausa jest w niebezpieczeństwie. Pewna czarownica rzuciła na niego klątwę, przez którą stał się rozpruwaczem.
- To faktycznie straszne, że zabija niewinnych-powiedziałam- ale jakoś wątpię, by wam tak bardzo przeszkadzało coś takiego. W końcu robi to na co dzień
- Owszem, ale nie w takich ilościach. Po za tym przy wyssaniu każdej kolejnej ofiary coraz bardziej zatraca swoje człowieczeństwo. Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie odzyskamy dawnego Niklausa
- O rany, to rzeczywiście tragedia- ironizowałam- a czym tak dokładniej różni się ten Klaus od oryginalnej wersji?
- Pamiętasz jak Stefan Salvatore wyłączył swoje człowieczeństwo?
- Masz na myśli przypadek, kiedy Klaus kazał mu to zrobić? Nie przejmując się jej złośliwościami wampir ciągnął dalej
- Różnica polega na tym, że Niklaus nie może z powrotem włączyć swojego człowieczeństwa
- O ironio, Stefan też nie mógł, przez Klausa
- Nie rozumiesz, to nie chodzi o to, że nie może go włączyć, bo ktoś mu zakazał. Chodzi o to, że on je zatraca. Dziczeje po każdym zabójstwie. Ta klątwa tak jakby odbiera mu duszę. Człowieczeństwo uchodzi z niego.
- Zupełnie tak jakby kiedykolwiek je posiadał- ciągnęłam nieprzejednana
- Posiada, a ty powinnaś o tym wiedzieć najlepiej!- tym razem wtrąciła się Rebekah- Jak wiele razy Nik uratował ci życie, co?!
- A jak wiele razy naraził je na niebezpieczeństwo?! Albo życie moich przyjaciół?!
- Wow walka „kotek" za chwile się zacznie- wtrącił Kol zadowolony, nigdy nie widział jeszcze, by ktoś potrafił tak doskonale prowokować jego siostrę, zaczynał lubić Caroline
- Rebekah skończ!- przerwał najstarszy
- Co?! Jak możesz?! Przecież to ona zaczęła!
- Ona jest jedyną, która może ocalić naszego brata i powinniśmy być jej wdzięczni za to, że zgodziła się pomóc
- Chwileczkę, ja jeszcze nic nie powiedziałam. Właściwie to przyjechałam tu tylko po to by dowiedzieć się co się stało Klausowi, bo nie wyjaśniliście tego łaskawie przez telefon- teraz spojrzałam z wyrzutem na najstarszego wampira
- Pff...nie udawaj, że przywiodła cie tu jedynie ciekawość. Gdyby choć trochę nie zależało ci na Niku nie byłoby cie tutaj- stwierdziła z przekonaniem blondynka
- Ok, wyjaśnijmy coś sobie. Przyjechałam, ponieważ ty- wskazałam Elijah- powiedziałeś mi, że Klaus umiera. A skoro jak wszyscy twierdzicie rzekomo jesteśmy z rodu Klausa to oznaczałoby także naszą śmierć, a nawet jeśli ściemnialiście to Tyler na pewno by zginął
- Jeszcze cie nie rzucił?- zapytała Rebekah ironicznie. Nie no trzymajcie mnie za chwile jej przyłożę i nie będę się przejmowała tym, że jest ode mnie starsza i mnie pokona. Skoro jak twierdzą potrzebują mojej pomocy nie mogą mnie zabić.
- A teraz dowiaduje się, że Klas nie umiera, tylko traci zmysły, duszę czy coś takiego, a skoro on nie umrze to i nam nic nie grozi, więc wygląda na to, że nic tu po mnie. Zrobiłam krok w stronę schodów, by zabrać rzeczy i wyjechać stąd jak najszybciej, ale zostałam zatrzymana przez Elijah, który zastąpił mi drogę
- Klaus mówił, że jesteś dobra, że brzydzisz się przemocą w stosunku do niewinnych. Pomagasz im zawsze kiedy tylko możesz, nawet gdy są zwykłymi nieznajomymi. W przeciwieństwie do mojego brata masz szacunek do ludzkiego życia. A teraz możesz uratować tych wszystkich ludzi, oraz tę cząstkę człowieczeństwa, która wciąż tkwi w Niklausie, a którą to ty w nim rozbudziłaś. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego
- Wiesz, że mam rację. Kurczę przez tę jego gadkę o mojej moralności zaczęłam się wahać
- Wyjaśnisz mi wreszcie co ja mam z tym wspólnego? Dlaczego potrzebujecie właśnie mojej pomocy? Przecież nie jestem czarownicą, nie mogę zdjąć z niego klątwy. Czemu nie wynajmiecie kogoś kto się na tym zna? Czemu to koniecznie muszę być ja?

Aha nasza Care zaczyna mieć wątpliwości. Czy po usłyszeniu tego co ma jej do powiedzenia rodzeństwo zdecyduje się pomóc hybrydzie, czy też stwierdzi, że jej to nie dotyczy i wróci na uczelnię?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hej, jeśli przeczytałeś/aś proszę zostaw po sobie jakiś znak. To nie potrwa długo, a dla mnie jest to dowód na to, że Ktoś tu zagląda :D