środa, 18 maja 2016

09- Już nigdy Cię nie zostawię (Sasusaku) rozdział 6

                                             Paring: Sasusaku
                                             A/M: Naruto 
                                             Dozwolone: 16 lat


Stał przy drzewie w lini w której zaczynał się las i przyglądał się scenie jak z obrazka pod tyułem „idealna rodzina”.  Cała trójka siedziała na kocu, jadła i rozmawiała. Stał zbyt daleko by usłyszeć o czym rozmawiali, lecz sam widok uśmiechających się żony i córki sprawiał mu zarówno ból jak i radość. Ból dlatego, że to on powiniem tam z nimi siedzieć, a nie nauczyciel jego córki. W końcu był weekend, czy Kakashi nie miał nic lepszego do roboty, jak trenowanie Sarady? Z drugiej jednak strony cieszył go widok uśmiechajacych się 2 osób, które kocha najbardziej na świecie. To sprawiło,że nagle poczuł się melancholijnie, gdyż przypomniał sobie, jak kiedyś zrobili sobie picnik. Sarada była wtedy jeszcze bardzo malutka, ale kiedy Sasuke widział uśmiech Sakury,kiedy przyglądała się jak ich mała pociecha stara się stawiać pierwsze kroczki to jego serce wypełniało się ogromnym szczęściem. Chciał by była szczęśliwa. Życzył jej tego z całego serca, nic jednak nie mógł poradzić na to samolubne oczucie, które podpowiadało mu, że on mógłby jej to ofiarować. Sarada właśnie wchodziła do lasu, więc Uchiha postanowił się schować za pobliskim drzewem. Zaskoczył go jednak fakt, że dziewczynka poszła sama. Obrócił się by zobaczyć dlaczego Kakashi do niej nie dołączył i zamarł. Zaledwie kilkanaście mentrów od niego Kakashi całował Sakurę,a co gorsza, ona odwzajemniała jego pocałunki.Nagle dodarł do niego powód wieczornej wizyty i zacisnął ręce w pięści tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Każde ich spojrzenie, dotyk, pocałunek łamały mu serce coraz bardziej. Nie chciał tego widzieć, ale nie potrafił odwrócić wzroku. Nigdy tak bardzo nie pragnął komuś przywalić. Nie obchodziło go to, że jest szefem jego żony, oraz był jego senseiem w przeszłości, teraz jedyne o czym mógł myśleć to to, że ten drań w tym momencie dobierał się do jego żony. Nigdy za bardzo za nim nie przepadał. Kakashi zawsze uważał, że go rozumie, że są podobni, w życiu nie słyszał większych bzdur. Zrobił kilka kroków naprzód wyłaniając się z lasu, ale zatrzymał się w pół kroku. Co miał zrobić? Podejsć tam odciagnąć go od niej i o co dalej? Czy w ogóle miał do tego prawo? Sakura wyraziła się jasno, że chce rozwodu. Ona za pewne nie traktowała tego jako zdradę, przez ten cały czas nie chciał nawet myśleć ile razy doszło do podobnej sytuacji. Dla niej ich małżeństwo już nie istniało, coś czego on kurczowo się trzymał, coś co dawało mu nadzieje, coś co sprawiło, że pragnął żyć, dla niej nie miało już żadnego znaczenia. Dopiero teraz dotarło do niego to, że naprawdę ją stracił. Zacisnął zęby tak mocno, że aż rozbolała go szczęka. To był jedyny sposób by powstrzymać zbierające się łzy w jego oczach. Ostatnim razem płakał wtedy, gdy dowiedział się prawdy o Itachim, wtedy jak i teraz nie  był w stanie tego powstrzymać. Uczucie cierpienia całkowicie nim zawładnęło. Odwrócił wzrok nie chcąc dłużej oglądać jak jedyna kobieta którą kiedykolwiek pokochał odchodzi na zawsze.

Poszedł w głąb lasu, by znaleźć się jak najdalej widoku niszczącego jego serce. Nogi przywiodły go w miejsce, które znał doskonale. W dzieciństwie to właśnie tu trenował razem z Itachim. Usłyszał shiurikeny wbijające się z pień drzewa, więc obejżał się przez ramię. Ujrzał dziewczynkę, uderzająco podobną do niego- Jak na takie małe ciałko posiadała całkiem sporo siły- pomyślał. Niecałe 4 metry od niego stała Sarada, która raz za razem próbowała trafić w wcześniej obrany cel. Przez chwile się jej przyglądał. Przyomniał sobie czasy, kiedy był w jej wieku i przychodził tu codziennie. Albo wtedy kiedy był jeszcze młodszy i podziwiał talent swojego starszego brata. Wyciągnął broń, która trafiła w pobliskie drzewo i rzucił. Trafił w sam środek. W ten sposób jednak zdemaskował swoją obecność
- Kto tu jest?- usyłszał. Dziewczyna już trzymała w ręce kunai gotowa by zaatakować w każdej chwili. Wyszedł zza drzewa trzymając ręce w geście obronnym
- To ty- powiedziała zszokowana- co ty tu robisz?- tym razem podniosła ton głosu o jakąś oktawe
- Też przychodziłem tu trenować w dzieciństwie
- To oczywiste- odpowiedziała rzeczowym tonem- przecież jest to jeden z placów treningowych klanu Uchiha
- Jak go znalazłaś?- dziewczynka wzruszyła ramionami jakby nie rozumiała dlaczego w ogóle ją o to pyta
- Mama pokazała mi to miejsce- Sakura- pomyślał- tylka skąd ona wiedziała o tym miejscu. On nigdy jej go nie pokazywał, ani też nic o nim nie mówił. W zasadzie było to tajne miejsce jego i jego brata, no może po za Shisuim. Nikt inny z Uchiha nie miał potrzeby trenować w ten sposób z powodu braku wrodzonych umiejętności.
- Rozumiem, więc jak ci idzie trening?
- Doskonale- właśnie widze- pomyślał, ale postanowił jednak zachować tę uwagę dla siebie
- A gdzie twój nauczyciel?- zapytał i zaraz pożałował tego pytania, gdyż znał na nie odpowiedź. Był z „nią”
- Kakashi? Razem z mamą- westchnęła- myśle, że są zajęci....ups- jakby uświadomiła sobie co to znaczyło dla niego. Sasuke nie mógł nic na to odpowiedzieć, dlatego też rzucił jeszcze raz. Tym razem trafił w tarczę ukrytą za innym drzewem.
- Muszę przyznać,że jesteś całkiem niezły- przyznała niechętnie- więc jednak mama miała racje
- A co takiego mama mówiła?
- Mówiła, że swojego czasu byłeś najlepszych uczniem akademii oraz, że rzuty shurikenami były dla ciebie łatwizną
- Taa brat mnie nauczył
- Wujek Itachi był niesamowity prawda?- spytała z fastynacją w głosie
- Taa był- odpowiedział zamyślony- do czasu kiedy...
- Zaatakował klan? Cóż może i nie wyglądało to najlepiej, ale przecież miał ważny powód- zaskoczenie Uchihy było ogromne. Nikt po za nim, Naruto,  Kakashim i Sakurą nie znał prawdy o Itachim. Z resztą na prośbę jego brata. Wolał on być uznawany za mordercę i złoczyńce niż zhańbić Konohe.
- Kakashi ci o tym powiedział- w sumie nie było to pytanie, lecz stwierdzenie
- Co? Kakashi? To on o tym wie? Mama mówiła, że jedynie siódmy zna prawde
- Mama ci o tym powiedziała?
- Tak powiedziała mi, że wujek był niesamowity, oraz,że on i ty jesteście do siebie bardzo podobni- spojrzała mu w oczy- wiesz mama kiedyś naprawdę cie kochała
- Czas przeszły zabolał go znacznie bardziej niż gotów był się do tego przyznać. Po chwili ciszy powiedział
- Jeśli chcesz to mógłbym cie pouczyć- zaproponował
- Cóż Kakashi chyba jednak nie przyjdzie, więc sądze, że nie mam nic do stracenia. Podszedł do niej bliżej i zabrał kilka sztuk broni.
- Rękę ustawiasz w ten sposób- pokazał- dzięki temu możesz zobaczyć trajektorie- powiedział po czym rzucił- widzisz
- No ja nie wiem czy potrzebuje pomocy od wiecznie „nieobecnej osoby”
- Możesz to potraktować jako zadość uczynienie
- Za pożucenie rodziny? Lata nieobecności? Nie dawania nawet znaku życia? Mam wymieniać dalej?- spytała pełna sarkazmu
- Przyznaje, że nie byłem najlepszym ojcem...-weszła mu w słowo
- Najlepszym ojcem- powtórzyła- to niedopowiedzenie roku
- Sarada, wiem, że cie zawiodłem- powiedział poważnie skruszony- tak samo twoją mamę. Wiem także, że nie będzie mi łatwo naprawić to co zrobiłem, ale chciałbym chociaż spróbować- spojrzał jej w oczy- proszę po prostu daj mi szanse, nie skreślaj mnie już przy starcie- po chwili dopowiedział- to nie jest tak, że Was pożuciłem, naprawdę miałem ważny powód, chciałem,musiałem was chronić
- Chronić przed czym?
- Przed kimś bardzo niebezpiecznym
- Nie rozumiem mama nic nie wspominała
- Bo mama nic nie wie, przynajmniej na razie. Wszystko jej wyjaśnie, obiecuje
- Skoro to miało coś wspólnego z twoją misją to dziwne, że hokage nic nie wie
- To skomplikowane, ale nie mogłem skontaktować się ani z siódmym, ani z wami, Sarada uwierz mi
- Czemu miałabym ci wierzyć? Przecież nawet cie nie znam
- Wiem, że prosze o dużo,ale w tym momencie nie mogę ci powiedzieć, wybacz
- Dobra- natychmiast dodała- żebyśmy się dobrze zrozumieli, to nie znaczy, że ci ufam, ani tym bardziej, że ci wybaczyłam. Po prosu jestem ciekawa tego co wymyśliłeś przez te wszystkie lata- po „karcącym” spojrzeniu ojca dopowiedziała- ok chciałabym poznać prawdę. Nie będę kłamać, że mnie to nie męczyło. Chce poznać ten niezwykle ważny powód dla którego można pożucić własną rodzine. W zamian za to nauczysz mnie rzucać shurikenami ok? Mama mówiła, że byłeś w tym najlepszy, a ja muszę przyznać, że miała racje, więc...
- W porządku- podszedł do niej i wskazał tarczę- na początku sądze, że będzie ci łatwiej, jeśli z drugiej ręki zrobisz sobie wyznacznik, coś co pozwoli ci dobrze wycelować. Jeśli wyznaczysz sobie miejsce w które chcesz trafić będzie ci dużo ławiej, spróbuj. Sarada zgodnie z zaleceniami ojca zabrała od niego broń
- Stań w lekkim rozkroku, wiodącą nogę wysuń do przodu, ciężar ciała utrzymuj na obu, lecz na wiodącej odrobinę bardziej, teraz podnieś lewą rękę i wyceluj. Podnieś ją za taką wysokość trochę poniżej miejsca, gdzie chcesz trafić, dobrze a teraz rzuć- shuriken trafił w tarcze, prosto w środek
- Moja krew- powiedział Sasuke dumnie
- Dzięki ta...wybacz, ale na razie nie dam rady tak do ciebie mówić, musi minąć trochę czasu, tak myśle
- Nie spiesz się, masz go tyle ile potrzebujesz. Nigdzie się więcej nie wybieram
- Zostajesz w wiosce?- zapytała, nie potrafiła ukryć nadziei w swoim głosie, a słyszac ją Uchiha był szczęśliwy
- Tak, zostaje. Prosiłem siódmego by na razie nie dawał mi żadnych nowych misji.
- Trzymam cie za słowo Uchiha Sasuke- powiedziała poważnie, patrząc mu prosto w oczy- tym razem cie nie zawiode- pomyślał, ale nie wypowiedział swoich myśli na głos. Potrenowali jeszcze przez 2 godziny, co jakiś czas rozmawiając. Poruszyli temat Itachiego, akademii, misjii, nauki w akademii, Sarada starała się nie mówić za wiele o jej matce z Kakashim, za co był jej niezmiernie wdzięczny. Musiał przyznać, że naprawdę dobrze rozmawiało mu się z córką. W ten sposób spędzili całe popołudnie.

Sarada wyłoniła się z lasu dopiero pod wieczór. Haruno obserwowała, jak jej córka siada przy nich i zaczyna jeść wcześniej przygotowane przez nią kanapki. Po treningu Sarada zawsze była głodna, nie było, więc w tym nic dziwnego, że zjadła 5 kanapek za jednym zamachem, a do tego onigiri*. To co jednak ją zaskoczyło to fakt, że jej dziewczynka przez cały czas się uśmiechała. Tak dawno nie widziała jej uśmiechniętej, że już zapomniała jak pięknie jej córcia wtedy wygląda. Na ten widok jej serce wypełniło się radością. Złapała się nawet na tym, że pomimo sytuacji w jakiej się znajdowała, sama zaczęła się szczerzyć.
- Co stało się w tym lesie,hm?- spytała nie mogąc już dłużej utrzymać cierpliwości, po za tym czarnowłosa prawdopodobnie nie miała zamiaru sama z siebie się z nią tym podzielić
- Hę? A nic takiego po prostu nauczyłam się rzutów
- Co znaczy nauczyłaś się?- tym razem dopytywał Kakashi za pewne także zaskoczony jej zachowaniem
- To oznacza, że trafie w sam środek tarczy za każdym razem, nie ważne z jakiej odległości- odpowiedziała wciąż się uśmiechając, wyraźnie dumna z własnych wyników
- Naprawdę?- oboje zapytali zaskoczeni
- Pewnie, to była bułka z masłem, jak chcecie to wam pokaże
- Nauczyłaś się tego w ciągu jednego popołudnia? Cóż jestem pełen podziwu, do tej pory znałem tylko jedną osobę, która opanowała tę technikę równie szybko- zastanowił się- no może 2, w dodatku obie pochodziły z tego klanu. Sakura doskonale wiedziała kogo ma na myśli jej chłopak- zatrzymała się przy tej myśli na chwile- „chłopak”, tak w tej chwili to chyba najodpowiedniejsze słowo- i kontynuowała swój tok myślenia- nie miałała jednak zamiaru wymówić tego na głos. Zaskoczyło ją jednak to, że ktoś inny ją w tym wyręczył
- Wiem wujek Itachi i tata- na słowo tata Sakura aż drgnęła. Sarada nigdy, dosłownie nigdy nie wypowiedziała tego słowa na głos, a w dodatku powiedziała je tak lekko- coś musiało się wydarzyć w tym lesie- nagle spadło to na nią jak grom z jasnego nieba, był tylko jeden powód dla którego jej córka mogła w tak nagły i magiczny sposób zmienić nastawienie do ojca. Musiała z nim rozmawiać, teraz przed chwilą w tym lesie, musiała go spotkać. A to oznaczało- ON tu był. Wyrzuty sumienia targały nią jak nigdy przedtem, myśli szły własnym torem- był tutaj, widział to wszystko, widział mnie z Kakashim, co sobie pomyślał?, jak wiele zobaczył?, czy teraz ją nienawidzi?, czy ona go zraniła?, jak powinna to teraz wyjaśnić?- uczepiła się tej myśli- chwila moment niby dlaczego miałabym się tłumaczyć? Po kolei: zostawił Sarade i mnie na lata, pojawił się niespodziewanie i oczekiwał, że będzie jak dawniej, powiedziałam mu, że chce rozwodu, jednak nie powiedziałam, że spotykam się z kimś innym, tym bardziej, że jego byłym senseiem, ale w gruncie rzeczy to moje życie i mogę robić co chce, prawda?- Usiłowała przekonać samą siebie, ale sumienie wciąż nie dawało jej spokoju. Dostrzegła, że Kakashi był równie zaskoczony co ona reakcją dziewczyny, ale zachował to dla siebie.
- Dobrze to może już się zbierajmy, co wy na to?- próbowała mówić normalnym tonem. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Na spokojnie wszystko przemyśleć. Po za tym Sasuke wciąż mógł być w lesie, ciągle mógł ich obserwować, a ona nie miała zamiaru dodawać mu powodów do smutku, zwłaszcza po tej porcjii, którą zafundowała mu wcześniej.
- Dlaczego już idziemy? Mamo chciałam pokazać wam moje postępy
- Innym razem kochanie, dobrze? Głowa mnie rozbolała i chce wracać
- Sakura dobrze się czujesz?- zapytał zatroskany mężczyzna- strasznie pobladłaś
- Tak, znaczy nic mi nie jest, po prostu jestem zmęczona. Muszę się wcześniej położyć, to wszystko- wyrzuciła na twarz uśmiech, nie chciała ich martwić, pogłaskała córkę po głowie- innym razem, dobrze kochanie? Obiecuje
- W porządku mamo nie przejmuj się tym- uśmiechnęła się lekko- z resztą i tak mam jeszcze zadanie do dokończenia, więc to lepiej, że wracamy wcześniej- Sakura wiedziała doskonale, że to kłamstwo. Dziewczyna była bardzo obowiązkowa i rozwiazywała zadania zaraz po powrocie do domu. Była jednak wdzięczna córce za to, że ją kryje przed Kakashim. Najwyraźniej zorientowała się, że jej nagłe złe samopoczucie miało związek z jej mężem- przynajmniej narazie- po za tym chciała zapytać ją o to co się stało w lesie, a nie mogła zrobić tego przy swoim facecie. I tak podejżewał ją o to, że trzyma jakieś uczucia względem Uchihy, nie chciała dodawać mu powodów do zmartwień. Zebrali wszystkie rzeczy i wrócili do domu.

Sakura jak zawsze krzątała się po kuchni przygotowując obiad
- Wróciłam- usłyszała głos córki
- Witaj w domu- odpowiedziała uśmiechnięta. Jak było w akademii?
- Nudno, wciąż powtarzamy materiał, który już znam. Nauczyciel zastanawia się nad przeniesieniem mnie do wyższej klasy
- Gratuluje kochanie
- Dzięki, ale nie jestem pewna czy tego chce. Boruto wciąż mnie gnębi, że beze mnie sobie nie poradzi, a ja pomimo tego, że mnie irytuje, jak nikt inny to chyba jednak nie chce go zostawiać
- W końcu jest twoim przyjacielem, prawda?
- No właśnie, a po za tym on beze mnie naprawdę nie ukończy szkoły
- Powiniem się nauczyć radzić sobie sam- dotarł do nich męski głos. Mężczyzna stał w wejściu do salonu. Na sam jego widok serce Sakury zaczęło bić nierówno
- Wróciłem- powiedział uśmiechnięty i podszedł do niej
- Witaj  w domu- podszedł do niej i dał jej całusa na powitanie, po czym przytulił ją od tyłu i oparł głowę o jej ramie. Jego czarne włosy łaskotały ją w policzek, ale za nim by tego nie przerwała
- Yyhy- ktoś chrząknął. Podniosła głowę i uświadomiła sobie, że ich córka wlepia  nich oczy. Zaczerwieniła się i wyrwała w objęć ukochanego. On puścił ją niechętnie, a na odchodne rzucił
- Później- po czym pocałował ją za uchem. Podszedł do córki
- Czemu tak kaszlesz Sarada? Przeziębiłaś się?- drażnił się z nią, po czym poczochrał ją po włosach, odsunęła się automatycznie, ale nie udało jej się ukryć uśmiechu malującego się na jej twarzy
- Zacząłeś coś mówić- przypomniała
- A no tak. Miałeś na myśli to, że Boruto musi nauczyć się samodzielności. Niemożesz całe życie wszystkiego za niego robić.
- No ale on jest totalną niezdarą, nie potrafi dosłownie nic.To znaczy ok z walką jeszcze jakoś sobie radzi, ale jeśli chodzi o techniki
- Jakbym słyszał siebie za młodu
- Jak to?
- Nigdy nie opowiadałem ci jak wielką niezdrarą był siódmy jako dziecko?
- Kochanie- upomniała go żona
- Miałem na myśli to, że nie był urodzonym geniuszem- poprawił się- jak np. Ja
- Chwalipięta- dotarł do niego głos różowowłosem, próbującej ukryć to poprzez kaszel, uśmiechnął się słysząc to- po prostu do wszystkiego dotarł ciężką pracą. Być może jego syn, także nie jest zbyt uzdolniony, ale może osiągnąć naprawdę wiele. Lecz jest jeden warunek, nie może nigdy się poddawać. Ty możesz być przy nim jako przyjaciółka i wspierać go, ale nie możesz robić za niego wszystkiego. Kochanie musisz też myśleć o sobie, dobrze? Gdybyśmy twoja mama i ja wyręczali Naruto we wszystkim za młodu to nigdy nie zostałby hokage.
- I gdyby nie miał godnego rywala- dopowiedziała Sakura
- Oraz dziewczyny w drużynie której chciał zaimponować, bo się w niej dłużył- odgryzł się Uchiha
- Jakiej dziewczyny?- podłapała Sarada- myślałam, że byliście we 3 w dróżynie, nie licząc Kakashiego-senseia. Ty, mama i siódmy, więc w jakiej dziewczynie z dróżyny mógł się dużyć...aha...nie no żartujesz kochał się w tobie sam hokage mamo,a ty mimo tego wybrałaś tatę?
- Mała- Sasuke dał jej kuksańca, na co dziewczynka zaczęłą się śmiać
- To znaczy no wiesz tato ty też jesteś spoko, ale sam hokage
- Co z niego był za hokage wtedy- powiedział lekko rozdrażniony
- Hahaha- Sakura zaśmiała się, nigdy dotąd nie widziała Sasuke zazdrosnego i musiała przyznać, że podoba jej się ten widok
- A ty z czego się śmiejesz?- udał obrażonego
- Co Ja z niczego. Po prostu to jest dłuższa historia na kiedy indziej. A teraz zbierzcie wszystko ze stołu, gdyż obiad jest już gotowy.
- Czytasz mi w myślach, ale jestem głodny- podszedł do niej, zabrał talerz w blatu i pocałował ją w policzek. Zarzymała go na chwile przy sobie łapiąc za rękę, korzystając z okazji, że Sarada poszła umyć ręcę. Spojrzała mu w oczy wyzywającym spojrzeniem i wyszeptała mu do ucha, podgryzając je lekko
- Ciekawe czy ty potrafisz czytać w moich- ujrzała w jego oczach zrozumienie, a lekko perwerzyjny uśmieszek pojawił się na jego twarzy, gdy odchodził.

* onigiri- kulki ryżowe z nadzieniem, najczęściej warzywnym

Ciąg dalszy nastąpi....

Dla niektórych mogłoby to wyglądać na zakończenie, więc zapewniem, że nim nie jest ;). Opowiadanie postaram się skończyć w dwóch krótszych, albo jednym dłuższym rozdziale. Przepraszam, że tyle kazałam Wam na niego czekać, ale chciałam, Wam tylko dać pewien przedsmak tego co będzie dalej...a będzie się działo :D, więc zostańce ze mną i uzbrójcie się trochę w cierpliwość. Postaram się wstawić zakończenie jak najszybciej, ale nie wiem co z tego wyjdzie, gdyż mam teraz zaliczenia, więc najpóźniej pojawi się pod koniec czerwca..ale to najpóźniej ;)

pozdrawiam wszystkich
- Lu-chan :* 

niedziela, 1 maja 2016

Opowiadanie w realu rozdział 6- Pogoń za przeszłością


Erza po powtocie do domu zawołała Ayano i razem wyszły nie zważając na deszcz. Nie zaszczyciła Jellala nawet jednym spojrzeniem, a na dowidzenia powiedziała po prostu „cześć”. Był zaskoczony reakcją dziewczyny- czyżby, aż tak się speszyła tym pocałunkiem?- ale także zły na brata za wcześniejsze zachowanie. W momencie w którym drzwi za nimi się zamknęły Jellal od razu naskoczył na młodszego brata
- Co to w ogóle miało znaczyć? Nie mieliście co robić? Tylko podglądać starszych?!
- Wyluzuj starszy bracie, to przecież nic wielkiego. Swoją drogą nie sądziłem,że tak szybko się za nią zabierzesz. Szybki jesteś
- Nie denerwuj mnie młody, nie widziałeś jak szybko wyszły?
- Faktycznie mogłyby posiedzieć dłużej, ale przecież mówiły, że mają coś do załatwienia, nie?
- Wierzysz w to?
- Teraz jak o tym wspomniałeś to Ayano faktycznie zaczęła się jakoś dziwnie zachowywać. Ale ładna jest przyznaj, nie?
- Ładna to za mało powiedziane, jest jedną z najpopularniejszych dziewczyn w mojej szkole
- Taak, zaraz w twojej szkole?
- Tak
- Czekaj o kim ty mówisz?
- O Erzie rzecz jasna a ty?
- O Ayano... chwila ta Erza wpadła ci w oko, co?- puścił do niego oczko
- No tobie na młoda również- odgryzł się starszy brat
- Ayano jest wyjątkowa
- Jak widać u nich to rodzinne- tym akcentem zakończyli rozmowę. 

Lucy wpadła do domu cała roztrzęsiona. Cały czas się trzęsła zarówno w zimna, jak i z nerwów. Nie mogła uwierzyć w to co wydarzyło się na cmentarzu. Przez lata szukała winowajcy, a teraz okazuje się, że przez jakiś czas miała go tuż pod nosem. Może to i dziwne i sądziła, że kiedy w końcu go zobaczy to wyczuje, że to „on”. A teraz okazuje się, że jednak się nie zorientowała. Podejżewałaby Natsu o praktycznie wszystko, ale nie o to, że był sprawcą wypadku. Po podjechaniu autobusem nie wróciła od razu do domu, gdyż obawiała się tego, że może zastać w nim tatę. Co prawda z regóły nie zwracał na nią uwagi, ale sądziła, że gdyby zobczył ją w takim stanie mógłby jednak zainteresować się tym co się stało, a w tym stanie nie potrafiłaby wyrzucić na twarz swojego wypracowanego uśmiechu i udawać, że wszystko jest w porządku, tak jak robiła to na codzień. Wiedziała, że po 18 Heartfilia ma jakieś spotkanie biznesowe dlatego do tego czasu tułała się po pobliskim parku. Z czasem nieźle się rozpadało, dlatego też była całkowiecie przemoczona. Miała to szczęście, że nikogo nie napotkała na swej drodze. Wolała sobie nawet nie wyobrażać tego, co by się stało, gdyby spotkała znajomych ze szkoły. To byłby szok dla wszystkich, że wiecznie szczęśliwa i uśmiechnięta Lucy ma jakiś problem. Wbiegła do pokoju, zciągnęła z siebie mokre ubranie i rzuciła na podłogę, a torebkę na łóżko. Weszła do łazienki, pod prysznic i puściła gorącą wodę. Przyjemne ciepło rozchodziło się po całym jej ciele dając ukojenie. Marzyła jedynie o tym by wszystkie zmartwienia i troski spłynęły do kanału wraz z wodą. Po chwili udało jej się trochę uspokoić. Wykąpała się, umyła włosy i wyszła z łazienki zawijając włosy w turban. Nie była typem bałaganiary, lecz widząc porozrzucane ubrania na podłodze postanowiła zabrać je później. Teraz była zbyt wykończona, by zajmować się czymkolwiek. Usiadła na łóżku i wyjęła z torebki komórkę. Na wyświetlaczu zobaczyła 15 nieodebranych połączeń, 5 od Greya i 10 od jakiegoś nieznanego numeru. Postanowiła nie oddzwaniać do Greya, gdyż po jej głosie od razu zorientowałby się, że coś jest nie tak i pomimo tego, że bardzo potrzebowała, żeby ją teraz przytulił nie zamierzała wplątywać go w tą całą sytuacje, dopóki sama jakoś tego wszystkiego nie ogarnie. Napisała mu więc sms
- Cześć Kochanie, prepraszam, że nie odbierałam, ale byłam na cmentarzu, więc wyciszyłam telefon, a potem zapomniałam spowrotem włączyć dźwięk. Wiesz co nie czuje się najlepiej, więc nie dzwoń już dzisiaj, bo zamierzać położyć się spać. Jak było na meczu? Mam nadzieję, że wygraliście ;-). Kocham cie :* Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
- Jezu Lu, jak dobrze, że nic Ci nie jest. Wydzwaniam cały dzień, nie masz pojęcia, jak bardzo się martwiłem.Nigdy więcej mi tak nie rób. Skoro nie czujesz się najlepiej to faktycznie się trochę prześpij i odpocznij, zadzwonie jutro, też Cie kocham, śpij dobrze.
Po chwili wybrała nieznany numer. Pomyślała,że to mógł dzwonić jej tata. Telefon mógł mu paść i dlatego dzwonił z jakiegoś automatu na mieście. Po 3 sygnałach odezwał się głos, który zmroził jej krew w żyłach
- Halo?- Po chwili znów
- Halo? Jest tam kto?
- Lucy? Lucy jeśli to ty to proszę cie spotkaj się ze mną. Wszystko ci wyjaśnie, to nie tak jak myślisz ja naprawde nie....- rozłączyła się. Nie miała pojęcia dlaczego w ogóle nie zrobiła tego od razu, ale kiedy usłyszała jego głos po drugiej stronie całkowicie zamarła. Znów zaczął dzwonić, więc odrzuciła połączenie. Spowrotem wyciszyła telefon i weszła pod kołdrę- Skąd on w ogóle ma mój numer?- po tej myśli sen porwał ją w swoje objęcia. 

Następnego dnia rano obudziła się o 7, jak zawsze. Zaskoczyło ją to, że nie obudziła się wcześniej oraz, że przespała całą noc. Musiała być naprawdę wykończona, żeby spać przez 12 godzin bez przerwy. Sięgnęła po komórkę leżącą na szafce nocnej i sprawdziła połączenia. 20 nieodebranych połączeń od nieznanego, już znanego numeru. Wydzwaniał do niej do godz. 22:00- jak to miło z jego strony,że pomyślał iż później mogłam iść spać- pomyślała ironicznie. Zapisała go w kontaktach jako „Namolny”, żeby wiedzieć od kogo nie odbierać. Ubrała się i uczesała, była wdzięczna za to, że posiadała taki gatunek włosów, iż słowo „kołtun” był dla niej zupełnie obcy. Poranna toaleta zajęła jej z jakieś pół gdzininy, po czym zeszła na dół zrobić śniadanie. Jej taty już nie było, albo jeszcze, nie była pewna. Postanowiła zrobić sobie owsienkę z truskawkami, korzystając z tego, że miała dziś więcej czasu. Od momentu otworzenia oczu odwlekała ten moment, ale teraz, kiedy krzątała się po kuchni pozwoliła sobie na zastanowienie się nad wczorajszym odkryciem. Wciąż nie była pewna co powinna zrobić. Jeśli pójdzie z tym na policje to nie ma żadnych dowodów, by udowodnić winę chłopaka. Gdyby powiedziała o tym tacie to z pewnością natychmiast powziąłby jakieś kroki prawne,a sytuacja z dowodami by się nie zmieniła. Chciała się z kimś tym podzielić, chociażby z Greyem, czy Levy, ale obawiała się tego, że w ten sposób ich narazi. Grey z pewnością nie zachowałby tego dla siebie, pierwszą rzeczą jaką by zrobił do rzucenie się na Dragneela, a Leviś może i zachowałaby tajemnice, ale z pewnością nie potrafiłaby zachowywać się przy Natsu zwyczajnie, gdyż nigdy nie była dobra w kłamaniu lub ukrywaniu czegokolwiek, a Salamander z pewnością by się zorientował- muszę jakoś sprytnie wyciągnąć z niego te informacje, ale tak, żeby się nie zorientował-nie specjalnie podobał jej się ten pomysł, gdyż oznaczało to, że będzie musiała spędzić z chłopakiem trochę więcej czasu, poznać go i zdobyć jego zaufanie. To nie będzie proste zadanie, ponieważ będzie musiała być dla niego na tyle tolerancyjna by myślał, że go lubi- jak mam być miła dla mordercy mojej mamy?- nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie, lecz postanowiła spróbować. W sumie to nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania- wystarczyłoby jakoś chytrze wyciągnąć od niego nazwiska znajomych,którzy coś wiedzą na ten temat, a później już z górki- starała się myśleć optymistycznie. Po śniadaniu wsadziła naczynia do zmywarki i postanowiła poczytać lekturę. Zajęło jej to z jakieś  1,5 godz, ale i tak nie specjalnie udało jej się skupić na książce. Postanowiła więc pójść na siłownię, która mieściła się niedaleko- jak pobiegam trochę na bieżni to może będę w stanie szybciej zebrać myśli i obmyślić jakiś plan- poszła na górę, przebrała się z dres, zabrała ze sobą potrzebne rzeczy i wyszła z domu. Postanowiła, że zamiast pojechać autobusem przebiegnie się trochę w formie rozgrzewki. 

Po poł godz. Była już na miejscu. Ćwiczenia rozpoczęła od robienia brzuszków, potem szybka przejażdżka na rowerku, następnie na stepie, a na koniec bieżnia. Od razu włączyła średnią prędkość i zaczęła ćwiczyć. Nie minęło nawet 10 minut, a usłyszała, że ktoś ją woła, ale uznała, że musiała się przesłyszeć, gdyż Grey o tej godzinie trenował, a jej przyjaciółki raczej omijały tego typu miejsca. 
- Lucy- znów usłyszała. Uznała, że chyba tak źle jeszcze z nią nie jest, aby słyszeć nieistniejące głosy, więc obróciła się przez ramię o zobaczyła, jak niecałe 2 metry od niej Natsu podnosi ciężary. Był bez koszulki, mokry od potu, a jego mięśnie brzucha były idealnie wyeksponowane. Mimo woli zauważyła jak kilka dziewczyn wzdychało na jego widok i chichotało. Od niechcenie przypomniała sobie całkiem wyraźnie jak sama dotykała tych mięśni, kiedy podwoził ją do domu. Obróciła się spowrotem i włączyła szybsze tępo, zupełnie jakby to miało pomóc jej od niego uciec. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń, aż się wzdrygnęła i pisnęła. Zeszła z bieżni i rozejrzała się w okół. Wszyscy teraz przyglądali się tej dwójce. Natsu stał niecałe pół metra dalej z ręką, która zawisła mu w powietrzu zapewne ze zdziwienia reakcją dziewczyny. 
- Lucy?- powiedział niepewnie i opuścił rękę
- Czego chcesz?- warknęła
- Chce tylko porozmawiać- odpowiedział spokojnie. Wyglądał zupełnie tak, jakby usiłował uspokoić rozwścieczone zwierze, co wyprowadziło ją z równowagi jeszcze bardziej
- Odebrałam chociażby jeden z twoich telefonów?!- zastanowił się przez chwile, po czym z lekkim uśmiechem odparł- no w sumie to jeden tak
- Bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ty!
- Lucy...
- Czy ja wyglądam na osobę, która chce z tobą gadać?!- cały jej plan wziął w łeb, ale nie potrafiła się opanować. Wybiegła z Sali i z obawy, że mogłaby zostać zamknięta z nim w windzie wybrała schody. Nagle poczuła szarpnięcie do tyłu, nie było mocne, ale i tak omal się nie przewróciła
- Czego chcesz?!
- Chce tylko wyjaśnić...- weszła mu w słowo
- Mam w nosie twoje wyjaśnienia nie rozumiesz?! Odebrałeś mi najważniejszą w życiu osobę!- czuła, że do oczu napływają jej łzy- nie ma mow, nie rozpłaczę się przy nim, nie dam mu tej satysfacji- przygryzła wargę i wyszarpnęła rękę z uścisku
- Nie zabiłem jej!- krzyknął- a ona zatrzymała się w pół kroku, powoli obróciła się na pięcie i zmusiła się by na niego spojrzeć
- Co?- zapytała tępo
- Naprawdę, nie zrobiłem tego
- Nie wierzę ci. W takim razie po co przyszedłeś na jej grób?- udało jej się zniżyć ton głosu do tego stopnia, by przestać krzyczeć
- Już ci mówiłem...czułem się winny
- Teraz już kompletnie nic nie rozumiem
- Byłem przy tym...widziałem wszystko...ale to nie ja prowadziłem
- Więc niby kto?
- Nie mogę ci powiedzieć, przepraszam- powiedział szczerze- a przynajmniej tak mogłaby uznać osoba, która go nie zna, ale ja się na to nie nabiorę. Gra, udaje, zupełnie jak farbowany lis- zdecydowała jednak udawać, że ma pewne wątpliwości co do jego udziału w tym. Nie miała zamiaru się wydać z tym, że ani trochę mu nie wierzy. 
- Słucham?
- Naprawdę nie mogę. To jest jedyna rzecz, której nie mogę ci powiedzieć
- To po co w ogóle mi to mówisz, hm? Żeby się wybielić?
- Nie, ja tylko chciałem żebyś znała prawdę
- Ta osoba zabrała mi kogoś najbliższego mojemu sercu, nie potrafisz tego pojąć?- może i to nie zbyt uczciwe zagranie, ale spróbuje go wziąć na litosć
- Rozumiem, ale ta osoba  również jest mi bliska- tak do niczego nie dojdziemy- pomyślała
- Posłuchaj muszę odkryć kto jest prawdziwym winowajcom. Jestem jej to winna i uda mi się, choćbym miała chodzić od drzwi do drzwi. Nie będę potrafiła ruszyć naprzód dopóki nie odkryje prawdy- dlaczego tak się przed nim uzewnętrzniam?- nie miała pojęcia,ale te słowa wyszły z niej same, praktycznie bez jej udziału. A on patrzył na nią i milczał. W oczach miał ten sam żal co wtedy na cmentarzu- jesteś naprawdę dobrym aktorem-pomyślała
- Cóż, jednak widzę, że ty mi w tym nie pomożesz- bez usłyszenia jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony obróciła się i wybiegła z budynku. Przebiegła 2 przecznice, dopiero po jakimś czasie odważyła się zerknąć czy za nią nie wybiegł. Zobaczyła jednak, że po za nią i panem wyprowadzającym psa, nie ma nikogo innego w pobliżu. 


Jak pewnie zauważyliście postanowiłam zmienić szablon, ciekawa jestem co o nim myślicie, gdyż to mój pierwszy szablon własnej roboty. Na blogu jednej dziewczyny zobaczyłam, jak sama je wykonuje i tak spodobał mi się ten pomysł, że postanowiłam spróbować.

pozdrawiam
- Lu-chan :*