środa, 21 lutego 2018

17- Nie WSZYSTKO się zmieniło (Adam i Wiki)- Dlaczego teraz?!


Siedziałam przed stołem w jeszcze do niedawna „naszym" mieszkaniu i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Po policzku zaczęły spływać mi łzy, a ja już sama nie wiedziałam czy to z rozpaczy, ze szczęścia, bezsilności czy też jakiejś mieszanki wszystkich tych emocji.
- Mamo- usłyszałam i aż się wzdrygnęłam. Moja córka Blanka tak rzadko tak do mnie mówiła. Nic dziwnego, w końcu przez niemal całe życie utwierdzałam ją w przekonaniu, iż jestem Jej siostrą. Obie miałyśmy problem z tym, aby się potem przestawić, ale forma „Wiki" gdzieś tam została i to właśnie tak najczęściej mówiła do mnie córka.
Położyła dłoń na moim ramieniu w wspierającym geście i milczała. Wiedziała, że w tym momencie nie ma słów, które mogłyby mnie pocieszyć. Patrzyłam na pomyśleć by można zwyczajny kawałek plastiku, który właśnie zweryfikował moje życie. Już nie było odwrotu. Jeszcze kilka minut temu byłam przekonana, że już nic gorszego nie może mnie spotkać. Życie jednak potrafi zaskoczyć. Tak samo jak przeszłość. Wrócić, niczym bumerang i ugryźć cie w tyłek. A mówiąc życie mam DOKŁADNIE to na myśli, gdyż okazuje się, że właśnie takie ŻYCIE będzie się we mnie rozwijać przez kolejnych 9 miesięcy.
W głowie kłębiły się miliony pytań. Co ja teraz zrobię? Czy powinnam je urodzić? Czy powiedzieć Adamowi? Zostać, czy wyjechać? Ale jak miałam odpowiedzieć na jakiekolwiek z nich w tamtym momencie?
- Będzie dobrze- usłyszałam- wszystko będzie dobrze- Blanka objęła mnie ramieniem po czym zaczęła się ze mną delikatnie kołysać, tak samo jak kiedyś ja kołysałam Ją, aby ululać Ją do snu. Wiedziałam, że to jedynie puste frazesy, mimo tego byłam Jej wdzięczna za to, że to powiedziała, bo ja bym nie potrafiła.
Minęło kilka dni podczas których ta „nowina" dotarła do mnie z pełną mocą. Adam wziął kilka dni wolnego, aby zająć się Józiem, nowonarodzonym synkiem oraz Oliwią. Nie miałam, więc nawet okazji do powiedzenia Mu o dziecku. Nie żebym zamierzała to zrobić. W końcu odrzuciłam Jego oświadczyny nie bez powodu. Wcześniej nie wyobrażałam sobie naszego wspólnego życia, jak mogłabym zacząć robić to teraz? „Pozwoliłam" Mu odejść, niemal sama wepchnęłam Go w ramiona Oliwii. Co mam Mu teraz powiedzieć? Że jestem w ciąży, więc zmieniłam zdanie? Przecież to idiotyczne. W dodatku nieprawdziwe! Wcale nie zmieniłam zdania. Nie widziałam dla Nas szans wcześniej i nadal jej nie widzę. Bo to jest tak cholernie niesprawiedliwe! Po tym wszystkim przez co razem przeszliśmy naprawdę sądziłam, że On jest tym jednym, jedynym i w głębi serca wierzyłam, iż ja jestem Jego. To ja powinnam zajść w ciąże, urodzić Mu dziecko. Razem powinniśmy wstawać w nocy z powodu płaczu malucha, to ja powinnam być tą, która będzie się śmiać z Adama, iż nie umie zmieniać pampersów, a później Go tego nauczyć, pierwsze kroki, pierwsze słowo. To wszystko powinniśmy przeżywać razem, wspólnie! Jak rodzina, prawdziwa rodzina. A nagle pojawiła się Ona i dała Mu wszystko to czego nie mogłam i prawdę mówiąc z początku nie chciałam dać ja.
Byłam bardzo młoda, kiedy urodziłam córkę. Moi rodzice stwierdzili, że będzie lepiej, jeśli to Oni Ją wychowają, abym nie zmarnowała sobie życia, kariery. Zawsze byłam bardzo zdolna i ambitna. Już jako dziecko od zawsze marzyłam o tym, by zostać chirurgiem, dlatego, gdy rodzice wyszli z tą propozycją zgodziłam się niemal bez słowa. Tym bardziej, że „mój chłopak" jeśli w ogóle mogę go tak nazwać był moim wykładowcą i miał żonę. Wiedziałam jak zareaguje na wieść o dziecku. Byłam pewna, że nie weźmie odpowiedzialności, więc jaki sens było mówienie Mu? Szczęście w nieszczęściu, że o ciąży dowiedziałam się w wakacje po zakończeniu liceum, więc zrobiłam sobie rok przerwy, urodziłam, po czym kontynuowałam edukacje udając przed wszystkimi nowymi znajomymi, że mam po prostu młodszą siostrę. Od starych znajomych odcięłam się całkowicie, nie było więc szans by ktoś odkrył prawdę, tym bardziej, że zmieniłam miejsce zamieszczania, a moja mama była wtedy na tyle młoda, że bez trudu każdy uwierzył, że mogła urodzić.
Skończyłam studia medyczne na których poznałam Przemka wtedy mojego chłopaka, teraz przyjaciela i Agatę, najlepszą przyjaciółkę. Moja rodzina wyjechała do Argentyny, a ja zaczęłam staż w „Leśnej Górze" później specjalizacja, a czas leciał. To nie tak, że po rozstaniu się z Przemo nie miałam żadnych facetów. Spotykałam się przez jakiś czas Z Piotrem Gawryło, który wtedy był dla mnie „góry", a później nawet miałam męża- Tomka.
Jednak Adam od momentu w którym tylko pojawił się w szpitalu zalazł mi za skórę. Na początku naprawdę nie znosiłam tego gościa. Był jedynie rozpieszczonym, aroganckim, podrywającym wszystko co się rusza protegowanym Falkowicza i jakie to byłoby proste gdyby tak zostało. No ale nie On musiał z czasem dojrzeć i się zmienić. Stać nie tylko rewelacyjnym chirurgiem, ale także świetnym facetem, a ja nawet nie wiem w którym momencie się w Nim zakochałam. Z początku miał Nas łączyć tylko seks i tak było. Ale kiedy zaczynało się robić poważnie któraś z Jego byłych skutecznie wybiła mi ten związek z głowy. Zawsze obawiałam się tego, że któregoś dnia pojawi się jakaś Jego ex i wszystko zniszczy, jedyne czego nie przewidziałam to Jej ciąży. Ale wracając do tematu. Kiedy uświadomiłam sobie, iż nasz związek i tak skończy się fatalnie wyszłam za Tomka. I z początku nawet byłam szczęśliwa, no powiedzmy. Rzepecki dawał mi poczucie bezpieczeństwa, wiedziałam, że mnie kocha, że nigdy nie zrani, nie zdradzi, nie opuści, a najpiękniejsze było to, iż nie musiałam obawiać się jakiejś jego byłej wyskakującej jak królik z kapelusza i rujnująca wszystko to co udało Nam się do tej pory zbudować. O ironio!
Związek z Adamem to było zupełnie co innego. To było ryzyko i to ogromne. Ja może i potrafię je podejmować na Sali operacyjnej, ale w życiu? Niekoniecznie. Ale On sprawił, że przestałam się bać. Więcej, niż raz udowodnił mi swoją miłość. Wiedziałam, że nie jestem dla Niego tylko jakąś kolejną. Właściwie przez cały okres trwania naszego związku codziennie utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Jak już mówiłam wcześniej. Wpadłam w „sidła" tego uczucia, zanim się zorientowałam. Pamiętaj jedynie, że Kiedy Adam miał operację przeszczepienia nerki to strasznie się o Niego bałam. Nie tak jak się człowiek martwi o przyjaciela. Wtedy już wiedziałam, byłam pewna, że Go kocham. Ale co z tego? Teraz to co czujemy nie ma już najmniejszego znaczenia. W każdym związku zdarzają się kryzysy, ale zazwyczaj, kiedy ludzie się kochają potrafią razem przezwyciężyć wszystko. Przynajmniej w to wierzyłam. Ale nie mogę i nie chce stawiać Mu ultimatum. Masz wybierać między własnym dzieckiem a mną? Kim musiałabym być, aby zrobić Mu coś takiego? A Józiowi? Przecież to dziecko w niczym nie zawiniło. Sama porzuciłam własną córkę, nie pozwolę na to, aby Adam postąpił tak samo w dodatku prze ze mnie. A teraz równanie jeszcze bardziej się zmieniło i pokomplikowało. Wiem, że jeśli Adam dowie się o naszym dziecku to na pewno Go nie zostawi. Wtedy dopiero będzie między młotem i kowadłem. Wybierać pomiędzy swoją byłą i dzieckiem, jeszcze nienarodzonym, a jednorazową kochanką i synkiem, którego pokochał od pierwszego wejrzenia.
Znając Go starałby się znaleźć jak najlepsze rozwiązanie dla wszystkich, ale teraz kiedy jeszcze nie wie o mojej ciąży zamieszkał z Oliwią. Najwyraźniej już zdążył się pogodzić z tym, że teraz to Oni są Jego rodziną. Jego przyszłością, a ja? Cóż, dość sukcesywnie Go odpycham, więc możliwe, że już przestał próbować? W końcu ile można walić głową w mur?
Po tym wewnętrznym monologu podjęłam decyzję. Muszę wyjechać. Jeszcze tego samego dnia złożyłam wypowiedzenie, ale Andrzej go potargał, więc złożyłam wniosek o urlop. Wypowiedzenie mogę przecież w każdej chwili wysłać e-mailem tym razem do dyrektora. Po za tym to jest decyzja której nie mogę podejmować pochopnie. Ile razy już odchodziłam z „Leśnej Góry"? No właśnie. A ile to moje odejście trwało? Nie ma sensu szarpać nerwów Stefana. 

Hej Kochani. Tak jakoś mnie teraz wzięło na ten paring. Od zawsze Ich uwielbiałam, ale teraz postanowiłam dopisać własną wersję Ich historii. Nie wiem jak Wam,ale mi kompletnie nie odpowiada pojawienie się Oliwii. Rozumiem, że w serialach tak już jest, że nie może być sielanki zbyt długo, bo to się zaczyna nudzić i z tym się zgadzam. Rozumiem więc jakiś kryzys, rozstanie na jakiś czas z powodu np amnezji (tak wiem, że to strasznie oklepany motyw) albo innego powodu, ale czegoś co na się naprawić, rozwiązać. Albo faktycznie wtrącić taki wątek, po czym okazałoby się, że to nie jest jego dziecko. Ale teraz? To nie jest problem, który mogą rozwiązać dalej i ruszyć naprzód.  O czym My w ogóle rozmawiamy to nie jest żaden problem, to jest DZIECKO. A Ono jest teraz, będzie za 2 lata, za 5 i za 10. Stan z wcześniej już nigdy nie wróci. A Wiki o tym wie dlatego odrzuciła oświadczyny, mimo, że kocha Adama. 
Hehe tak wiem czasami za bardzo się wczuwam :D ale gdybym tego nie robiła to opowiadanie, jak i właściwie wszystkie moje opowiadania nigdy by nie powstały. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 

1 komentarz:

Hej, jeśli przeczytałeś/aś proszę zostaw po sobie jakiś znak. To nie potrwa długo, a dla mnie jest to dowód na to, że Ktoś tu zagląda :D