Nowy Orlean
Usłyszałem głos, którego nie mógłbym pomylić z żadnym innym i przez myśl mi przeszło, że prawdopodobnie mam omamy słuchowe albo halucynacje co w moim obecnym stanie nie byłoby zaskakujące. Jednak wątpiłem w to czy wtedy odbierałbym to tak rzeczywiście.
Puściłem bezładne ciało kobiety, które upadło na ziemię i powoli zacząłem się obracać w kierunku z którego dochodził JEJ głos. Spojrzałem na postać stojącą zaledwie dwa metry ode mnie.
- Caroline, wyszeptałem, aby się upewnić. Wyglądała tak samo jak ją zapamiętałem. Nic się nie zmieniła. Jej falowane blond włosy, niebieskie niczym niebo oczy, które teraz patrzyły na mnie z pogardą, z powodu tego czego była świadkiem jak i swego rodzaju troską, której tak mi brakowało.
- Klaus co ty wyprawiasz? Chcesz ją zabić?! Nie odpowiedziałem na jej pytanie, gdyż nurtowało mnie coś zupełnie innego
- Caroline co ty tu robisz?
- Cóż, widocznie twoje rodzeństwo stwierdziło, że potrzebujesz niańki, aby nie zamknęli miasta z powodu braku populacji
- A ty przejechałaś taki kawał drogi, aby mi pomóc?
- Powiedzmy, że zostałam tu podstępnie zwabiona, ale skoro już tu jestem to myślę, że mogę wpisać w grafiku „ocalić ludzkość przed wiecznie spragnionym stworzeniem". Uwielbiam jej poczucie humoru, sam mało co się nie roześmiałem.
- I jak masz zamiar tego dokonać?
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę. Jak na razie uratuję tę kobietę. Dopiero teraz sobie o niej przypomniałem. Usłyszałem jej puls, był słaby, ale jeszcze żyła. Poczułem tak wielkie pragnienie jak nigdy dotąd. Moja twarz zaczynała się zmieniać.
- Klaus, usłyszałem, lecz mimo to sięgnąłem po ciało kobiety i wyssałem ją do ostatniej kropli, na koniec urywając jej głowę. Pomimo tego, że chciałem przestać, nie mogłem. Słyszałem głos Caroline, ale puls tej osoby wzywał mnie. Nie mogłem mu się oprzeć, pomimo usilnych starań. Gdy wyrzuciłem martwe ciało, usłyszałem jej zaskoczenie. Nie mogłem na nią spojrzeć dlatego odwróciłem się na pięcie i zacząłem uciekać.
- Klaus! Znowu usłyszałem jej nawoływania. Goniła mnie przez jakiś czas, ale nie mogła się równać z moją szybkością. Kiedy uznałem, że uciekłem jej wystarczająco daleko, zatrzymałem się. Co ona tu robi do cholery?! Nie zrozumcie mnie źle, cieszę się, że ją widzę, ale....wolałbym by ona nie musiała oglądać mnie w tym stanie. Moje „mądre" rodzeństwo chyba jednak postanowiło inaczej. Kto ją tu ściągnął? Rebekah? Nie....nie ma szans, nie znosi jej. Kol? Odpada, bo oni nawet się nie znają. Elijah? No jasne, że tak. Kto inny mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł jak nie mój moralny i honorowy brat, który obawia się tego, iż wybiję pół miasta. Ale chwila...jak udało mu się ją przekonać do przyjazdu? Jeśli uznałaby mnie za zbyt duże zagrożenie to mogłaby chcieć się mnie pozbyć, ale przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie może mnie zabić. Chyba, że przyjechała ze wsparciem? Wątpię. W takim wypadku ten ktoś nie puściłby jej samej na poszukiwania.
Tej nocy wyssałem jeszcze trzy osoby, po czym uznałem, że jestem pojedzony. Za bardzo ciekawił mnie powód przyjazdu Forbes abym miał się jeszcze zabawiać na mieście. Kiedy wszedłem do salonu ujrzałem moje rodzeństwo i ją. O czymś dyskutowali.
- Widzę, że przyszedłem w sam raz na naradę rodzinną, powiedziałem uśmiechając się szeroko, bo muszę przyznać, że trochę bawiła mnie ta sytuacja.
- Jak się czujesz Niklaus?- spytał mój starszy brat
- Pojedzony, odpowiedziałem oblizując wargi i znacząco popatrzyłem na Caroline
- Nie sądzicie, że skoro jestem głównym tematem to powinienem być obecny na tym „wieczorku towarzyskim"?
- A masz zamiar pomagać czy jedynie zajmować przestrzeń?
- Spokojnie Kochana, tej nocy już nikogo nie zabiję
- Pff...to rzeczywiście pocieszające
- Posłuchajcie- zaczął Elijah- musimy najpierw odkryć co tak naprawdę skrywa się za słowami zaklęcia, aby móc go złamać
- A zapamiętałeś jak brzmi? Tym razem zapytała moja siostrzyczka
Occidere potest populo laborem tuum.
Tanto tu magis perdit
Aliquando enim plus esse quam in temptationem
Et oblitus posse minores minoresque
Speculum Quod tibi non vis videre,
Quae post gloriam misit te perdere tibi.
Nemo auxiliatus sum tibi, non te ipsum reprehendere non est
Extra genus non potes diligere
- Eee....żartujesz sobie? Skąd masz pewność, że tak to szło? Musiałem przyznać Rebekah rację, ponieważ sam nie zapamiętałem słów zaklęcia. Ale przecież mówimy o Elijah...oczywiście, że nauczył się tego na pamięć
- Dlatego, iż znam tłumaczenie. Powinnaś bardziej się przykładać do nauki języków. W dosłownym tłumaczeniu to znaczy:
Zabijanie ludzi stanie się twoją klątwą.
Im więcej zabierasz tym więcej tracisz
Pokusa będzie co raz to większa
A możliwości zapomnienia mniejsze i mniejsze
Lustro nie pokaże ci tego co chcesz widzieć
Stracisz to co dla ciebie najcenniejsze.
Nikt ci nie pomoże, sam jesteś temu winien
Tylko miłość kogoś spoza rodziny może cie uratować
- Co to za zagadka? Nic z tego nie rozumiem, stwierdził tym razem mój młodszy brat
- Pierwszy wers wydaję się oczywisty- wtrąciła Forbes
- W jakim znaczeniu „oczywisty"? Od zawsze zabijamy ludzi wampirza „wegetarianko". To nie klątwa- powiedział Kol
- Tak, ale do tej pory mogliście to kontrolować, inna sprawa, że rzadko kiedy korzystaliście z tej umiejętności- odpowiedziała
- A tym razem nie miałeś nad tym kontroli- tym razem zwróciła się do mnie- widziałam to.
- Skąd ten wniosek Kochana? Wyssałem tę kobietę, bo miałem na to ochotę, a nie dlatego, że jakaś „wyższa siła" kazała mi to zrobić, zełgałem
- Czyżby? Z tego co pamiętam zazwyczaj nie pozwalałeś na to by twoja twarz zaczynała się zmieniać, wbrew twojej woli. Przynajmniej nie podczas trwania rozmowy, trafiła z sedno...ehh cała Caroline.
- Kochana to jeszcze niczemu nie dowodzi, odparłem starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco, lecz jej słowa sprawiły, że dopadły mnie wątpliwości. Przypomniałem sobie sytuację z zaułku. Puls tamtej kobiety wzywał mnie, w pewnym momencie nie słyszałem nic poza nim, wtedy też zacząłem się zmieniać. Mogłem się domyślić, że to nie umknęło czujnemu wzrokowi panny Forbes.
- Yhm...- nie brzmiała na przekonaną
- Możemy wrócić do meritum? Musimy jak najszybciej dowiedzieć się co kryje się za słowami zaklęcia
- Im więcej zabierasz tym więcej tracisz- powtórzyła pierwotna- co to może znaczyć?
- Im więcej zabiera żyć- zaczął najstarszy z Mikaelsonów
-Tym więcej traci..czego? Czasu?
- Można to tak zinterpretować, chociaż mam inną teorię- powiedziała Caroline- Elijah powiedziałeś wcześniej, że podczas odbierania życia każdej kolejnej ofierze Klaus traci zmysły, jak to ująłeś wtedy? Powiedziałeś, że ulatuje z niego dusza.
- Moglibyście nie mówić o mnie tak jak by mnie tu nie było?-Wtrąciłem, lecz zostałem całkowicie zignorowany.
- Słuszna uwaga, możesz mieć rację- potwierdził najstarszy z braci- pokusa będzie coraz to większa, też wydaje się oczywiste
- W skrócie będziesz zabijał jeszcze więcej ofiar o ile to w ogóle możliwe, a na dodatek stracisz panowanie nad sobą. Przy każdym kolejnym pożywieniu, będziesz zatracał się coraz bardziej, aż zwariujesz do reszty...ehh nie zbyt to pocieszające,pomyślałem.
- Też mi coś...nie wierzę w żadną klątwę. Udowodnię wam, że całkowicie nad sobą panuje
- Tak? A jak chcesz tego dokonać?- zapytała młodsza blondynka
- Jeśli do końca tej nocy nikogo nie zabije to będzie dla was wystarczający dowód?
- Nie, bo tej nocy już się pożywiałeś. Ale jutro. Jeśli jutro uda ci się nikogo nie zabić to wtedy ci uwierzymy.
- Pamiętaj, że muszę coś jeść Kochana. Chyba nie sądzisz, że utrzymanie tak doskonałej formy nic mnie nie kosztuje, posłałem jej zuchwały uśmieszek. Z reguły kobiety widząc go mdleją lub chociaż się rumienią, ale nie ona. Puściła moją uwagę mimo uszu.
- Dobra. Jak rozumiecie możliwości zapomnienia?- spytał Kol, który od dłuższej chwili nie wtrącał się do dyskusji. Sam nic nie rozumiał z ich wywodu, więc postanowił się nie wtrącać. Jednak teraz nastąpiła dłuższa chwila ciszy, a Kol lubił gdy cały czas coś się działo.
- Proste, myślę, że chodzi o samo pożywianie się. Sami pomyślcie, kiedy pijemy czyjąś krew to nie myślimy o niczym, zapominamy o wszystkim, prawda Caroline?- widziałem jak moja siostra popatrzyła na nią chytrze.
- Oh! No tak jak mogłam zapomnieć? Nie masz pojęcia o czym mówię, czyż nie tak?- udała, że „zapomniała", iż nie wszyscy w tym towarzystwie pożywiają się na ludziach.
- Nie do końca- panna Forbes zdawała się nie zrozumieć przytyku, lub po prostu kompletnie go zignorowała. Teraz wyglądała na zamyśloną, odpowiedziała po dłuższej chwili wpatrując się w dal, jakby przeżywała coś ponownie.
- Właściwie to raz zdarzyło mi się pić ludzką krew wprost ze źródła. To było zaraz po mojej przemianie, ale...wciąż pamiętam to wszechogarniające mnie uczucie zapomnienia połączonego z ulgą- zamrugała szybko oczami i wyglądało na to, że „wróciła"- więc tak, myślę, że wiem co masz na myśli. W dodatku zapewne masz rację. To co najbardziej mnie zaskoczyło to fakt, iż Caroline zgodziła się z moją siostrą, jednak patrząc na Rebekah zrozumiałem, że to nie ja byłem w największym szoku. Moja siostra wciąż patrzyła na swoją rozmówczynie podejrzliwie jakby oczekiwała, że ta za chwilę coś doda. Coś co sprawi, że jej pójdzie w pięty, a kiedy Forbes tego nie zrobiła wyglądała niemal na zawiedzioną.
Ej! Tylko ja się głowię nad tym o co chodzi z tym lustrem?- wtrącił najniższy brunet- czego nie pokaże mu lustro? Odbicia?- zaśmiał się głośno- Nik wygląda na to, że będziesz niewidzialny albo jeszcze lepiej staniesz się duchem
- Ogarnij się Kol! Wątpię, żeby chodziło o coś takiego. Zastanów się. Jak niby hybryda miałaby stać się duchem? Nawet potężna wiedźma nie jest w stanie tego dokonać. Po za tym poprzednie wersy nie miałyby wtedy sensu, bo gdyby chodziło o stanie się niewidzialnym to przecież co ma z tym wspólnego pragnienie krwi i tracenie duszy?
- Rany siostra...no już pożartować sobie nie można- wyglądał na urażonego
- To musi mieć jakiś głębszy sens- zastanawiała się Care- może to metafora? Lustro zazwyczaj pokazuje nam nasze prawdziwe oblicze, to kim jesteśmy.
- Dobrze myślisz- pochwalił ją Elijah- Skoro Niklaus będzie tracił duszę to nie zobaczy w lustrze „prawdziwego" siebie, innymi słowy tego co chce widzieć.
- To również dotyczy kolejnego wersu: stracisz to co dla ciebie najcenniejsze. Tracąc duszę, straci osobowość, dość irytującą mogę dodać, ale mimo wszystko zapewne jest cenna...
- Rodzina- powiedziałem głośno i wszystkie pary oczu skierowały się na mnie
- Ehh...nie patrzcie na mnie tak jakbyście byli zaskoczeni, muszę przyznać, iż ich zachowanie nieco mnie zirytowało.
-Dla mnie najważniejsza jest rodzina. Jeśli to co wcześniej odkryliście na temat utraty duszy i tego, że wpadnę w obłęd jest prawdą to by się zgadzało. Po za tym o ile pamięć mnie nie myli dwa ostanie wersy dotyczą właśnie was.
- Nikt ci nie pomoże, sam jesteś temu winien- powtórzył Elijah
- Tylko miłość kogoś spoza rodziny może cię uratować, dokończyłem
- Skąd twoja pewność Niklaus?- zapytał mój starszy brat
- Ta wiedźma non stop gderała o tym, że po za wami nie mam nikogo, że gdyby nie wy byłbym sam i że to moja wina, iż przez te wszystkie stulecia nie dopuściłem do siebie nikogo z kim nie łączą mnie więzy krwi, znacząco spojrzałem na Caroline, chodź ona zdawała się tego nie zauważyć. Teraz zrozumiałem dlaczego moje rodzeństwo ją tu zwabiło. Zapewne wszyscy sądzili, że ona może pomóc.
- Skoro już wiemy co oznacza zaklęcie, będziemy mogli je złamać- powiedział entuzjastycznie Kol
- Tak, chyba nawet mam pomysł jak to zrobić- powiedziała panna Forbes z chytrym uśmiechem, który mi się nie spodobał.
Co takiego wymyśliła Care? Jesteście ciekawi? Mogę jedynie zdradzić, iż intuicja Klausa go nie zawiodła ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Hej, jeśli przeczytałeś/aś proszę zostaw po sobie jakiś znak. To nie potrwa długo, a dla mnie jest to dowód na to, że Ktoś tu zagląda :D