TERAZ
- A więc tak jak myślałam. Zasłużyłeś sobie na to, powiedziałam pół żartem, gdyż w rzeczywistości uświadomiłam sobie, że o dziwo tym razem cała ta sytuacja nie powstała z winy Klausa i on faktycznie jest tu ofiarą.
- Naprawdę tylko tyle masz do powiedzenia? Usłyszałam w jego tonie nutę rozbawienia, ale przede wszystkim zaskoczenie.
- Cóż mogę więcej powiedzieć? Rozgniewałeś czarownicę, z którą za nic nie powinieneś zadzierać. Postaw się też na jej miejscu. Straciła matkę. To oczywiste, że się wkurzyła. Gdyby ktoś ośmielił się skrzywdzić moją to sam wiesz, że winowajca z pewnością by tego pożałował.
- Tak, z pewnością
- Jedna rzecz w całej tej historii mi nie pasuje. Skoro ta cała Misteria czy jak jej tam było nienawidzi istot nadprzyrodzonych to dlaczego uwzięła się tylko na wampiry?
- Też mnie to zastanawiało, więc poprosiłem Elijah, by to sprawdził. Okazuje się, że w dzieciństwie rodziców tej wiedźmy zabiły wampiry. Napadły na jej wioskę. Sama ledwo uszła z życiem. Biedaczka widocznie nabawiła się traumy.
- No co ty nie powiesz- żachnęłam się. Jak on może być tak nieczuły? Wiem doskonale, że z rodziną pierwotnych sama sobie nagrabiła, ale mimo wszystko musiała sporo przejść. To zmienia ludzi. Kathrine jest tego najlepszym przykładem. Kiedy to Klaus zabił jej rodziców ona również wówczas się zmieniła.
- Dlaczego mam wrażenie, że trzymasz jej stronę? Zapytał mnie, bardziej poważnie, niż chyba zamierzał, co sprawiło, że przez chwilę się nad tym zastanowiłam.
- Nie trzymam niczyjej strony. Po prostu staram się popatrzeć na tę sytuację obiektywnie z obydwu stron, a nie tylko tej, której znam wersję.
- No tak, Caroline Forbes i jej wrodzony obiektywizm- zadrwił
- Ej! Co to miało znaczyć?
- Ooo nic Kochana.
No nie! Teraz już muszę wiedzieć. Wstałam w wampirzym tempie, podeszłam do brzegu łóżka i „zawisłam" nad nim.
- Powiedz. On tylko roześmiał się, po czym uniósł ręce w poddańczym geście.
- Jak sama przed chwilą powiedziałaś. Obiektywizm polega na tym, aby spojrzeć na daną sytuacje z innej, niż tylko swojej perspektywy. Ty natomiast jak już raz ocenisz kogoś źle, to później tej osobie bardzo trudno jest zrehabilitować się w twoich oczach. Nawet jeśli potem będzie postępował moralnie i właściwie ty wciąż będziesz twierdziła, że źle postępuje.
- A co to ma do rzeczy?! Wkurzyłam się. Co to miało znaczyć?! Od kiedy ja robię coś takiego?! Co on sobie wyobraża?!
- Nie trzeba daleko szukać. Weźmy chociażby takiego Damona. Słyszałem, że zranił cię jeszcze jako człowieka. Czego do dzisiaj mu nie wybaczyłaś i o ile mi wiadomo nie masz zamiaru.
- Bo to jest DAMON! I to nie dlatego nie mam do niego zaufania. Po prostu uważam, że nie jest odpowiednim kandydatem na chłopaka dla mojej przyjaciółki, to wszystko! Nie widzę w tym nic złego.
- A ja?
- Co ty? Warknęłam
- Twierdzisz, że mnie również nie oceniasz na podstawie zdania swoich przyjaciół?
- Nie muszę się sugerować ich opinią. Mam własny rozum- powiedziałam po czym wróciłam na łóżko, z tym, że tym razem się na nim położyłam nie zważając na „gościa". Zapadła dłuższa cisza, a ja jeszcze raz rozglądając się po pokoju zadałam sobie pytanie, które tak naprawdę nie było skierowane do mnie.
- Kiedy urządzałeś ten pokój? Pytanie wyraźnie go zaskoczyło, bo obrócił się w moją stronę, po czym zaczął zastanawiać nad odpowiedzią.
- Myślę, że zaraz po tym jak skończyłem urządzać własny.
- COOO?!! Jak już wtedy mogłeś wiedzieć, że kiedykolwiek tu przyjadę?
- Po prostu wiedziałem, odpowiedział z aroganckim uśmiechem.
- Albo celowo mnie tu ściągnąłeś pod byle jakim pretekstem.
- Zagrożenie życia to według ciebie byle jaki pretekst? Ale pomyślmy. Tak, masz rację. To było wszystko ukartowane. Najpierw odnalazłem wiedźmę, która mogła zmienić zwykłe wilkołaki w mutanty i upewniłem się, że ma równie potężną co ona sama córkę- zaczął wymieniać na palcach- potem napuściłem stado wilków najpierw na swoich ludzi, a później na Kola i udawałem, że nie mam o niczym pojęcia, kiedy przyszedł mi o tym powiedzieć. Zabiłem czarownicę, którą wcześniej sam znalazłem, czym CELOWO sprowokowałem jej córkę do rzucenia na mnie klątwy tylko po to, aby Elijah mógł do ciebie zadzwonić z informacją, że jestem w niebezpieczeństwie. Jak tak tego słuchałam zaczęłam się śmiać. Faktycznie brzmiało to niedorzecznie. Oczywiście wcześniej żartowałam mówiąc, że Klaus wszystko ukartował.
- Ale żałuje, że nie wpadłem na to wcześniej. Gdybym wiedział, iż wystarczyło jedynie odfajkować punkty z wcześniejszej listy, przez co samemu" znaleźć się nad grobem" już dawno bym to zrobił, gdybym wiedział, że wtedy przyjedziesz. Koniec końców było warto, powiedział uśmiechając się do mnie tak jak tylko Klaus to potrafi.
- Cały czas twierdzę, że powinniśmy zamknąć cię w lochu, powiedziałam lekkim tonem, chcąc zmienić temat, jednak zauważyłam, że hybryda dziwnie na mnie patrzył.
- Co tak patrzysz? Słysząc to pytanie uśmiechnął się
- Powiedziałaś POWINNIŚMY, innymi słowy chcesz wziąć w tym udział. A to oznacza, że zaangażowałaś się w to bardziej, niż byś chciała.
- Pff...marzyciel. Chociaż przyznaję, że takiej pokusie ciężko się oprzeć. Kiedy już tego dokonam będę mogła wrócić do swojego życia.
- Masz na myśli swojego wilczka? Niemożliwe. Czyżby wiedział? Ale skąd?
- Między innymi tak.
- Hmm..to bardzo ciekawe, bo według moich doniesień wynika, ze żaden Tyler Lockwood nie studiuje w Whitmore Colege, powiedział znów się uśmiechając tym razem, złośliwie.
- W takim razie twoje sługi mają nieaktualne dane. Faktycznie Tyler miał zaczął nieco później od pozostałych na roku. No co? Powiedziałam MIAŁ ZACZĄŁ, a nie że ZACZĄŁ. Właściwie nawet nie skłamałam.
- Skoro tak mówisz, posłał mi swój „firmowy" uśmieszek, po czym wreszcie wstał z mojego łóżka i zaczął kierować się do wyjścia.
- Gdybyś zgłodniała to w kuchni w lodówce masz cały zapas woreczków z krwią od 0 Rh- do 0 Rh +, chociaż o ile pamięć mnie nie myli najbardziej lubisz A Rh +, leży na najwyższej półce, powiedział na odchodnym po czym zamknął za sobą drzwi.
- Ehh..nareszcie sama, westchnęłam. Byłam bardziej zmęczona, niż przypuszczałam na początku. Sprawdziłam telefon, ale nie miałam żadnych nowych wiadomości. Zjadłam późną „kolację", po czym szybko się rozpakowałam. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam do łazienki. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ona również była odwzorowana z najdrobniejszymi detalami. Kiedy Klaus miał okazję buszować mi po łazience? Coś czułam, że nie chce znać odpowiedzi na to pytanie. Po szybkim odświeżeniu, poszłam spać.
Oxford
Otworzyła oczy i przeciągnęła się ziewając. Nie chciało jej się wstawać. Wczorajszej nocy wróciła dosyć późno z imprezy i w ogóle się nie wyspała. Najwyraźniej nawet wampiry odczuwają czasami skutki zmęczenia, jeśli nie „zażyją" odpowiedniej dawki snu przez tydzień czasu. Wczoraj może i faktycznie zabalowała, lecz w poprzednie noce ślęczała nad książkami, przez nie jeden raz nie zmrużyła nawet oka. Spojrzała na łóżko stojące obok. Bonnie jeszcze smacznie spała, więc Elena postanowiła jej nie budzić. W końcu z jej ocenami jak nie pójdzie na jedne wykłady to nic się nie stanie. Szkoda, że nie mogła powiedzieć tego samego o sobie. W sumie to mogłaby „wpłynąć" na wykładowców, aby dali jej zaliczenie, Damon nawet proponował, iż ją w tym z przyjemnością wyręczy, jeśli to by znaczyło, iż będzie spędzała noce w jego towarzystwie, a nie książek, jednak brunetka odmówiła. Zawarły z Caroline układ, że nie będą korzystały ze swoich mocy, o ile to nie będzie konieczne. A zaliczenie z mikrobiologii chyba średnio zalicza się do spraw „życia i śmierci". A pro po gdzie jest Caroline?- pomyślała.
Jeszcze wstając zauważyła, iż blondynki już dawno nie ma w łóżku. Może znów poszła biegać? Ale coś tu nie grało, bo jej rzeczy z szafki nocnej zniknęły. Elena wstała i podeszła do mebla. Zobaczyła, że leży tam kartka zaadresowana to niej i Bonnie. Podniosła ją i zaczęła czytać.
Dziewczyny wybaczcie, że nie powiedziałam Wam wczoraj, ale tak świetnie się bawiłyście, iż nie chciałam psuć Wam nastrojów. Dzwoniła moja mama. Powiedziała, że strasznie się przeziębiła i prosiła, abym przyjechała zrobić jej chociaż jakieś zakupy i tak ogólnie pomóc. Po za tym i tak planowałam ją odwiedzić, ponieważ strasznie się za Nią stęskniłam. Myślę, że odpuszczę sobie egzaminy w tym tygodniu, ale spokojnie nie mam zamiaru osiąść na laurach. Zabrałam książki ze sobą. Sądzę, że za kilka dni mama dojdzie do siebie, ale na wszelki wypadek mam zamiar zostać przez jakiś tydzień. Powiadomiłam już o tym rektora. Do zobaczenia. Mam nadzieję, że nie umrzecie z tęsknoty ;p.
Caroline
Elena stwierdziła, że to trochę dziwne, iż matka Caroline wezwała ją z powodu zwyczajnego wirusa. Przeszło jej przez myśl, że musiało chodzić o coś innego. Znała panią szeryf od dziecka i wiedziała, że akurat ona potrafiła przyjść do pracy nawet z trzydziestoma dziewięcioma stopniami gorączki. Ale nie miała zamiaru zagłębiać się w prawdziwe powody wyjazdu blondynki. W końcu to nie jej sprawa. Jeśli Care będzie chciała im potem wszystko opowiedzieć to sama to zrobi.
Z tą myślą zabrała swoje rzeczy i poszła pod prysznic na korytarzu, aby nie obudzić jeszcze śpiącej przyjaciółki. Po powrocie wzięła torbę z książkami i poszła na zajęcia.
Nowy Orlean
Kiedy się obudziłam pierwsze co zarejestrowałam to fakt jak bardzo jest mi wygodnie. Naprawdę! Najchętniej cały dzień przeleżałabym w łóżku, ale wiedziałam, że nie mogę. W końcu uratowanie populacji Nowego Orleanu zależało teraz ode mnie. A od czegoś takiego nie można przecież wziąć dnia wolnego.
Szybko wstałam i poszłam pod prysznic. Wciąż nie mogłam się nadziwić jak to miejsce przypomina mój dawny dom. Choć niechętnie musiałam przyznać, że Klaus naprawdę się postarał. Widocznie zależało mu na tym, abym czuła się u niego jak u siebie. Cóż, skoro tak stawia sprawę postanowiłam nie krępować się tym, że obecnie przebywam w jakimś pałacu i spróbować zachowywać jak najbardziej normalnie. Po szybkim odświeżeniu sprawdziłam telefon. Przeczytałam krótką wiadomość od Eleny.
Mam nadzieję, że Twoja mama szybko poczuje się lepiej Care. Pozdrów Ją od Nas i wracaj szybko :*.
Po przeczytaniu sms'a w drodze na dół dopadły mnie wyrzuty sumienia. Naprawdę nienawidzę kłamać, a już zwłaszcza okłamywanie najbliższych uważam za wyjątkowo paskudne. Próbowałam sobie wmówić, że robię to dla dobra nas wszystkich, ale coraz ciężej było mi przekonać samą siebie.
W salonie nie natknęłam się na nikogo. Pewnie jeszcze siedzą w swoich pokojach, pomyślałam. Jak dla mnie to dobrze. Jakoś nie wyobrażałam sobie „śniadania" w towarzystwie pierwotnych. Weszłam do kuchni i podeszłam do lodówki. Przypomniałam sobie, że Klaus mówił, iż moja ulubiona krew jest na najwyższej półce. Znalazłam ją bez trudu. Nie pytajcie mnie dlaczego to ją lubię najbardziej. Z resztą ciężko byłoby wyjaśnić Wam ludziom różnicę w smaku tego bordowego płynu. Ale tu chodzi o niuanse. Według mnie taka krew jest najbardziej słodka. Co neutralizuje ten metaliczny posmak.
Po opróżnieniu 2 woreczków poczułam się syta. Spojrzałam na zegar wiszący nad przejściem. Było pięć po siódmej, więc jak na mnie i tak pospałam trochę dłużej. Wątpiłam jednak w to, że rodzina pierwszych okaże się "rannymi ptaszkami", więc powinnam mieć jeszcze klika godzin spokoju. Nie wiedziałam za bardzo czym się zająć. Oczywiście mogłabym wrócić do „siebie" i trochę pouczyć, ale naprawdę kusiło mnie wyjście na zewnątrz. W końcu wczoraj nie miałam za bardzo okazji pozwiedzać miasta. A w Nowym Orleanie jest tak wiele rzeczy wartych zobaczenia. Nie zastanawiając się nad tym dłużej wyszłam z budynku, po czym skierowałam się na stację tramwajową.
Czy Wy także podzielacie zdanie Care, że tym razem o dziwo Klaus nie zawinił? Caroline postanowiła jednak pomóc rodzinie Mikaelsonów, ale na jak długo zostanie? Czy uda Jej się wymyślić jakiś sposób nie uwzględniający zamykanie blondyna w lochu?
Kurcze, fajnie się czyta Twoje teksty, wciągają i nie są nudne, ale trochę musisz popracować nad interpunkcją. Akurat ja jestem trochę "przewrażliwiona" na tym punkcie, ale nie jest to coś, czego nie da się poprawić :-)
OdpowiedzUsuń