Wróciłam do domu niepostrzeżenie. Kaede-sama i ja mamy osobne pokoje, a także oddzielne wejścia do nich. Faktycznie było już późno, a ja byłam zmęczona, dlatego zjadłam kolację zostawioną obok przez miko i położyłam się spać.
Zamknęłam oczy i znów bardzo wyraźnie widziałam przystojnego mężczyznę o długich, białych włosach oraz przeszywających miodowych oczach. Miało się wrażenie, że ich posiadacz potrafił przejrzeć każdego na wylot, co było kolejnym powodem dla którego ludzie się go bali. Sen jest jedynym miejscem w którym mogę się z nim spotkać. Miejscem z którego nigdy nie odchodzi. Nie żebym chciała, aby kiedykolwiek zniknął, lecz czasem, gdy długo go nie widuje i budzę się w nocy z jakiegoś koszmaru zastanawiam się nad tym czy to nie był sen. Fakt, że go poznałam, że mnie uratował, że razem podróżowaliśmy. Na szczęście w takim momentach zerkam na szyję i wiszący na niej kieł, którego nie mogłabym dostać od nikogo innego i to sprawia, że się uspokajam, rodzi się we mnie nadzieja na to, że znów go zobaczę i wyczekuje go z niecierpliwością i tak jest w kółko.
Czasami na siłę usiłuje sobie przypomnieć jak faktycznie wygląda. Zastanawiam się wtedy nad tym czy tak jak ja się zmienił, postarzał, ale później zdaję sobie sprawę z tego, że to niemożliwe. Tego, że on się nie starzeje, bo przecież nie jest człowiekiem, jest nieśmiertelny, chyba co do tego pewności nie mam, ale z pewnością długo wieczny. Kiedy ja w końcu dorosnę, a potem umrę on nadal będzie młody i silny. Takie rozmyślania zawsze mnie męczą. Skończyło się na tym, że po raz kolejny zasnęłam z jego twarzą przed oczami.
Następnego ranka wstałam wcześnie. Kaede nawet nie musiała mnie budzić. Zjadłam śniadanie, zabrałam swój łuk i strzały zgodnie z obietnicą i dla świętego spokoju. Wiedziałam, że Aki z rodziną wyruszają dzisiaj, więc jest duże prawdopodobieństwo, że się ze mną zobaczy, zanim odjedzie, a przynajmniej na to liczę, że się pożegna.
Od razu wybrałam się do najgłębszej części lasu, wiedząc, że tam są najlepsze zioła. Najczęściej przychodziłam tu z Kaede, lecz przecież jestem na tyle duża, że poradzę sobie sama. Znalazłam idealne miejsce na wzgórzu na którym rosło ich pełno. Miały idealne warunki, gdyż drzewa dawały dużo cienia, więc były także bardzo dobrze nawodnione. Odłożyłam łuk na bok, aby mi nie przeszkadzał i zabrałam się za selekcje. Skoro wybór był tak wielki postanowiłam zebrać tylko te dojrzałe, pozwalając młodym roślinkom jeszcze dorosnąć.
Kiedy miałam ich już pełną siatkę i zbierałam się do powrotu usłyszałam straszny hałas, a po chwili jakieś 3 metry ode mnie wyrósł jak spod ziemi ogromny yokai przypominający niedźwiedzio-szczura. Pysk z ogromnymi ociekającymi śliną zębiskami należał do niedźwiedzia, podobnie łapy. Jednak ten stwór miał oprócz tego 3-metrowy ogon, zakończony miliardem małych, lecz ostrych igiełek, którym wymachiwał we wszystkie strony przewracając przy tym pobliskie drzewa. Wzięłam łuk oraz kołczan. Naprężyłam łuk i wycelowałam strzałe prosto w jego głowę, jednak yokai poruszył nią przez co chybiłam. Spróbowałam kolejny raz, ale znowu spudłowałam. Byłam przerażona. W życiu nie byłam sam na sam z czymś takim, przez co ręce trzęsły mi się z nerwów i nie mogłam dobrze wycelować. Ta szkarada była coraz bliżej, a ja nie mogłam nic zrobić. Wiedziałam, że ucieczka nie ma sensu, bo i tak by mnie dogonił. A tego, że by za mną pobiegł byłam bardziej niż pewna, ponieważ yokai kochają najpierw pobawić się ze swoją ofiarą, zanim ją zjedzą. Zrobiłam kilka niepewnych kroków w tył przez to potknęłam się o jakiś wystający korzeń i upadłam.
Myślałam, że już po mnie i kiedy już powoli żegnałam się z życiem potwór nagle odskoczył do tyłu na jakieś 2 metry. Początkowo myślałam, że to jakiś jego rytuał przed pożarciem zdobyczy. Po chwili jednak zobaczyłam czarną maź na ziemi, która spływała z rany na łapie niedźwiedzio-szczura. Byłam pewna, że to nie ja mu ją zadałam, więc rozejrzałam się. Wtem ujrzałam młodego mężczyznę z mieczem w ręku. Broń była zabarwiona tą samą czarną cieczą. To był Aki. Ruszył na niego i po raz kolejny zaatakował. Mało co nie oberwał ogonem tego przerośniętego szczura, ale udało mu się odskoczyć. Potem skoczył na yokai i odciął mu głowę. Czarna ciecz rozbryzgała wszystkie drzewa w okolicy, a jemu z trudem, lecz udało się uniknąć tej przymusowej „kąpieli". Podbiegł do mnie uklęknął przede mną. Położył dłonie na moich ramionach i potrząsnął lekko, lecz ja byłam oszołomiona. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam się odezwać
- Rin nic ci nie jest? Rin proszę powiedz coś. Zrobił ci krzywdę?- zapytał troskliwie. Z trudem udało mi się zaprzeczyć ruchem głowy, a on upewniwszy się, że nie jestem ranna przytulił mnie mocno do siebie.
- Tak się cieszę, że nic ci się nie stało Rin. Co ty w ogóle tu robiłaś?! Dlaczego przyszłaś sama?! Prosiłem cię żebyś była ostrożniejsza, prawda? Czemu ty nigdy nie słuchasz? Miałaś zabierać ze sobą broń gdziekolwiek się nie ruszasz. Obiecałaś mi to, pamiętasz?- dodał już łagodniejszym tonem. Po kilku minutach tej bezczynności, gdy szok już nieco minął udało mi się odezwać. Co prawda mój głos brzmiał słabo, zupełnie jak by nie należał do mnie, ledwo go rozpoznałam
-Aa.. Ale ja zab.. zabrałam łuk- powiedziałam, po czym wskazałam ręką w kierunku w którym leżał- a..a..ale n..nie mogłam trafić...chociaż się star...starałam. Bardzo się starałam, ale m..mi nie wych... nie wychodziło- nawet nie wiedziałam, w którym momencie zaczęłam szlochać. Łzy nagle zaczęły spływać mi po twarzy, zamazując cały obraz. Zaczęłam cała się trząść. Czułam jak stopniowo ciepło rozchodzi się przez moje całe ciało. Ramiona Akiego dawały ciepło i ukojenie. Nie byłam pewna czym to było spowodowane. Czy tym, że Sesshoumaru-sama długi czas się nie pojawiał, tym, że mój jedyny przyjaciel opuszcza wioskę, a może tym, że przed chwilą otarłam się o śmierć, ale coś we mnie pękło. A ja zamiast się uspokoić zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Wtuliłam się w Akiego i znów zachowywałam się jak małe dziecko
- Ttak bardzo się ba..bałam...nnie wiedziłam c..co robić...my..myśla....myślałam, że to m..mój koniec
- Ciiiii już dobrze. Cichutko jestem przy tobie. Jesteś bezpieczna, już nic ci nie grozi-szeptał mi do ucha i kołysał się wolno w tył i przód, zupełnie jak mamy usiłujące uśpić swoje dzieci.
Na szczęście okazało się, że zioła, które wcześnie zerwałam nie zostały w żaden sposób uszkodzone podczas szamotaniny. Aki na moją prośbę zniósł je wieśniakom, podczas, gdy ja wróciłam do domu. Nie mogłam uwierzyć we własne zachowanie. Jak mogłam rozkleić się tak przed nim? Teraz już z pewnością będzie uważał mnie za dzieciaka i będzie miał ku temu powody. Jak niby mam go teraz przekonać, że jestem dorosła, a to był jedynie mały epizod, który więcej się nie powtórzy?
Minęło tak wiele czasu odkąd widziałam śmierć yokai po raz ostatni, że po prostu zdążyłam się odzwyczaić od tego typu widoków. Kiedyś byłam światkiem tego typu sytuacji każdego dnia. Lecz życie w wiosce wśród ludzi sprawiło, że niemal zapomniałam o tamtych czasach. Teraz już nie byłam przerażona, a wściekła. Miałam zamiar nauczyć się walczyć, tym razem naprawdę. Dlatego zabrałam łuk z kołczanem i wyszłam z domu.
- Rin- usłyszałam jak ktoś wypowiada moje imię
- Aki
- Jak się czujesz?
- Dobrze, ale jestem zła na siebie za tą poprzednią sytuacje. Przepraszam cię. To się nigdy więcej nie powtórzy. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiła,naprawdę..
- Ale wiesz o tym, że wcale nie musisz mi się tłumaczyć?
- Tak, wiem, ale...
- Żadnych ale. Świetnie sobie poradziłaś Rin. Na serio, tym bardziej, że znasz mnie i wiesz, że nie schlebiam byle komu- puścił mi oczko
- Mam do ciebie prośbę. Wiem, że dzisiaj wyruszacie, ale czy mógłbyś mnie chociaż trochę podszkolić w strzelaniu z łuku zanim odejdziesz? Pokazać jak powinno się to robić, kiedy cel nie stoi w miejscu?
- Normalnie nie wierzę Rin poprosiła mnie o pomoc- powiedział udając niedowierzanie
- Nie kpij. Widziałam cie parę razy w akcji i wiem, że radzisz sobie całkiem nieźle z łukiem
- Wiesz jak mnie kupić. To co idziemy?
- W sensie teraz?
- A na co chcesz czekać? Aż cie noc zastanie? Chodź. Pokaże ci fajne miejsce w którym ja się uczyłem- powiedział po czym złapał mnie za rękę
- Nie jestem dzieckiem!- krzyknęłam i wyrwałam mu się
- Nie tylko dzieci się trzymają za ręce- powiedział, ale nie bardzo zrozumiałam co miał na myśli. Tym bardziej, że nie zastanawiałam się już dłużej nad tym. Po prostu poszłam za nim.
Rin właśnie przeżyła swoje pierwsze od dawna spotkanie z yokai. Kiedyś coś co miała na porządku dziennym teraz śmiertelnie ją przeraziło. Czy po tych wszystkich latach życia w bezpiecznej wiosce wśród ludzi dziewczyna będzie w stanie kolejny raz stawić czoła tym potworom?